sobota, 28 lutego 2015

Jednorazówka - "Nauczyłam mówić żegnaj" Część.1

Był wczesny wieczór. Za oknem panował ponury klimat. Chmury zaszły słońce i całe Buenos Aires pogrążyła szarość. Wszyscy mieszkańcy miasta spędzali dzień z rodziną, grając w karty, siedząc przy kominku i pijąc herbatę. Wszystkie domy były oświetlone aby wpuścić odrobinę sztucznego świata między oczy. Tylko jeden, malutki dom był zgaszony. Wyglądał jakby nie było w nim żywej duszy. Wydawało się, że był opuszczony gdyby nie to, że pewna postać ślęczała całymi dniami w oknie. Była to dziewczynka, młoda dziewczynka. Miała śliczne, długie włosy splecione w warkocz. Na jej twarzy od dłuższego czasu nie było widać uśmiechu, tylko smutek przechodził przez jej drobne, zielonkawe oczy. Dziewczynka miała imię Angeles. Z natury była jedną z najbardziej entuzjastycznych i optymistycznych mieszkańców Buenos Aires. Wszyscy znali tą małą istotkę. Coś się zmieniło, a powodem tego była tragiczny wypadek...
- Opowiesz mi  jak się czujesz? - pytanie to zadała kobieta której obowiązkiem było obserwowanie czternastolatki. Była to pani psycholog która na prośbę rodziców Angeles, zechciała pomóc dziewczynce. Dzień w dzień ich spotkania wyglądały tak samo. Psycholog zadawała pytania a Angie jak gdyby nic nie słyszała wciąż wpatrywała się w dal. Lecz z upływem czasu dziewczynka powoli zaczynała się otwierać. Nie mogła dużej trzymać w sobie swoich uczuć. Pewnego pochmurnego dnia, podczas konsultacji, odwróciła się w stronę pani psycholog i odpowiedziała na pytanie.
- Czuję się źle. Czuję jakby coś we mnie umarło. Jakbym była podzielona. Jakby część mnie, ta część która mnie uszczęśliwiała gdzieś zaginęła i muszę ją odnaleźć, ale cały czas trafiam na mapy odwrócone do góry nogami. Rozumie pani? Po co pytam? Nikt mnie nie rozumie. Mimo to będę mówić dalej, mam wenę na zwierzenia, a więc lepiej niech pani zapisuje. - głos był przepełniony żalem, a inne uczucia trudno było wyłapać, nawet specjalistce. - Kontynuując... Ma pani taką osobę którą traktuję jak jedną z kartek pamiętnika? Mam na myśli czy może pani zwierzyć się komuś ze wszystkiego, jak gdyby przelać wszystkie uczucia na papier tworząc coś pięknego?
Kobieta została ofiarą nie wygodnych pytań ze strony swojej młodej pacjentki.
- Tak, mam taką osobę. - odpowiedziała z myślą o swym mężu. Dziewczynka zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu, wywróciła oczami i ponownie zwróciła się w stronę okna.
- Tak się tylko pani wydaję. Nie zostałaby pani psychologiem gdyby nie miała pani skrytych problemów. Czy nie próbuje pani zapomnieć o dręczących panią sprawach, zagłębiając się w uczucia innych? Zgadłam? No cóż, współczuje pani. Wiem, jak się pani czuję. Ja również nie mam już komu powiedzieć co czuje. Tak naprawdę nigdy nie miałam takiej potrzeby aż do dnia kiedy musiałam powiedzieć, najważniejszej osobie w moim życiu, "żegnaj"...
- Myślałaś kiedykolwiek, jak to ładnie ujęłaś, aby powiedzieć Twoim bliskim "żegnaj"? - dziewczynka zeskoczyła z parapetu i przysiadła na przeciw kobiety.
- Pyta się pani czy myślałam o samobójstwie? Tak. Może to pani powiedzieć rodzicom, śmiało. Mimo to mogę panią upewnić, że tego nie zrobię. Dlaczego? Mam serce. Widzę jak mama czuję się gdy nie ma z nami Marii. Widzę jak tata reaguję na obwinianie ze strony mojego szwagra. Ojciec pogrąża się w alkoholu i z dnia na dzień nie panuję nad tym co robi. Nie widzi, że wchodzi w nauk, który dostatecznie niszczy naszą rodzinę. Niszczy to co najpiękniejsze pozostało. Może to panią zdziwi, ale go rozumiem. Szuka ukojenia. Szuka nicości w której mógłby zapomnieć, zapomnieć o wszystkim. Jak pani myśli? On wie, że w ten sposób rani mnie i mamę? Osobiście sądzę, że zdaję sobie z tego sprawę, ale jak dzwoni telefon, jak dzwoni German znów wszystko zaczyna się od nowa. Tylko krzyki w domu. Wie pani co? Czasami sądzę, że lepiej gdyby mnie nie było. Gdybym nie przeszkadzała im w tych ciągłych kutniach. Nie musieliby wtedy płacić za panią, ale wtedy by pani nie zarobiła? Tak źle i tak nie dobrze. - kobieta słuchając nastolatkę, zapisywała każde słowo w którymś momencie przestała. Długopis przestał służyć. Dziewczynka podeszła do biurka i wyciągnęła szary piórnik po czym podała długopis psycholog i wróciła do tej samej pozycji. Kobieta uśmiechnęła się w stronę dziewczynki.
- Jesteś bardzo silna, wiesz? Nie jedna nastolatka na twoim miejscu dawno by poddała się w walce z tymi okrutnymi uczuciami które towarzyszą Ci przy tym co się stało z Twoją siostrą. Jesteś doskonałym przykładem stwierdzenia "czas leczy rany". - Pani psycholog ujęła delikatnie dłonie dziewczynki. Ta w odpowiedzi uniosła wysoko brwi po czym parsknęła i ponownie podbiegła do swojego miejsca jakim był parapet starego okna.
- Myli się pani. Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu. - Nie chciała spoglądać już na kobietę która miała ją rozumieć. -  Wiem, że to co się stało się nie odstanie, niestety. Mimo to, nie podam się. Nie sięgnę po jakieś tępe żyletki jak inne dziewczyny, chcące zadać sobie ból aby ukoić ból? Po co się tak wydurniać? Przecież mogą od razu odciąż sobie żyły w pionie, prawda? Wie pani co sądzę o takich ludziach? - Mimowolnie spojrzała na panią psycholog i nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej. - Sądzę, że są durniami chcący tylko zwrócić na siebie uwagę. Dlaczego oni to robią? Nie cenią tego co inni nie mają? Jasne, czasami trudno pogodzić się z własnymi głupimi myślami i okropnymi pomysłami, ale nie powinniśmy się krzywdzić. Siebie i bliskich. Sądzi pani, że powinnam się zabić, aby mi ulżyło? - Kobieta uniosła wargi aby zaprzeczyć, lecz Angeles nie dała jej takiej szansy. - Nie, nie powinnam. Pozwoli mi pani, że poczekam na śmierć kiedy sama przyjdzie.  - dziewczynka ponownie zeskoczyła z okna i stanęła na środku pokoju. Kobieta bacznie obserwowała zachowanie nastolatki. Oczy Angeles skupiły się na ramce ze zdjęciem na którym była razem ze swoją siostrą. - Mhm, tak się czasami zastanawiam, czy ona za mną tęskni tak samo jak ja tęsknie za nią. Czasami chciałabym ją odwiedzić tam na górze, lecz nie chcę zostawiać mamy. - Dziewczynka delikatnie przejechała opuszkiem palców po policzku Marii które znajdowało się zdjęciu. - Nigdy nie zapomnę jej ciepła, jej miłości jaką okazywała mi dzień w dzień. Nigdy nie zapomnę jej, nie byłabym w stanie. I wie pani co? - Ponownie zadała pytanie retoryczne a psycholog nie wykazywała już chęci odpowiedzi. - Zrobię wszystko aby jej córka a moja siostrzenica, wiedziała jaka dobra była jej matka. Jakie wielkie serce miała, jak bardzo ją kochała. Violetta jest teraz mała, nic nie zrozumie, ale jak dorośnie, zrobię wszystko. Zrobię wszystko aby przekazać jej ciepło jakie jej mama nie zdążyła przekazać jej. Będę obserwować jak dorasta, jak się uczy, jak zakochuje, jak płacze, jak śmieje, jak śpiewa... Jak staję się sobą... Jak staję się muzyką...Jak staję się sobą... - Mimowolnie po policzku Angeles spłynęła łza której nastolatka pozwoliła popłynąć dalej. Nawet kobietę wzruszyły słowa Angeles. - Dziękuje, że mnie pani wysłuchała, bardzo dziękuje. Mam nadzieje, że panią też ktoś wysłucha. Mogę zostać sama? - Psycholog pokiwała potwierdzająco głową i również dziękując za otwarcie ze strony nastolatki, wyszła. Dziewczynka po raz setny tego dnia podeszła do okna. Spoglądała w odchłań jaka znajdowała się za oknem. Ciężko westchnęła.
- Jesteś tam, prawda? Widzisz mnie... - mówiąc to spojrzała w niebo. - Jak tam u Ciebie jest? Śpiewasz? Wciąż śpiewasz? Co to za pytanie, na pewno to robisz... Przecież jesteś muzyką... Nie wiem jak dam sobie radę dzisiaj... Ludzie będą składać mi kondolencje a ja będę bez uczuciowo dziękować. Wiesz co będzie najgorsze? Że jak Twoje ciało, Twoje piękne ciało zostanie pochowane w grudach ziemi, boję się, że nie pogodzę się z tym. Wiem, że muszę być twarda, że to nie koniec świata, ale bardzo mi Cię brakuje. - Kolejne łzy poleciały po zimnym policzku Angeles. - Obiecaj mi, że jeszcze Cię zobaczę. - tymi słowami pożegnała się z 'siostrą'.
Angeles po mimo bólu, tęsknoty i wszystkich uczuć jakie towarzyszyły jej starała się uśmiechać. Była oparciem dla swej matki i również dla pijącego ojca. Jako jedyna została swoim rodzicom. Co prawda, nie była rodzoną siostrą Marii, mimo to traktowała ją jakby nią była. Angeles i Maria miały innych ojców. Ojciec starszej siostry, zmarł a karierą młodej piosenkarki zajął się ojczym, tata Angeles. Maria zginęła w wypadku, a wdowiec zaczął oskarżać ojca swej szwagierki o śmierć swej żony. Cała sytuacja najbardziej źle wpływała na niczemu winną czternastolatkę. Maria osierociła pięcioletnią córeczkę, Violette.
Tego samego dnia, tuż po rozmowie z psycholog, Angeles udała się do sypialni swej siostry. Każde zdjęcie, zapach, każdy kąt przypominał jej siostrę. Było to dla niej trudne, ale obiecała sobie już nie płakać. Weszła do pokoju i od razu otworzyła, ogromną szafę która mieściła najpiękniejsze kreacje należące do artystki. Dziewczynka delikatnie dotykała każdego, perfekcyjnego szwu. Jedną z sukni ujęła w swe zziębnięte dłonie i przyłożyła do twarzy. Zaciągnęła się zapachem swej siostry. Przeszły ją dreszcze. Po dłuższej chwili, zabrała ze sobą najmniejszą, czarną sukienkę i delikatnie założyła. Swe kosmyki włosów ułożyła nie zgrabnie na ramionach. Przeglądając się w lusterku zauważyła jak ktoś stoi za mną.
- Dlaczego mnie śledzisz? - spytała nie przestawiając zajmować się swoimi włosami. Stała za nią kobieta. Była to jej matka. Również była ubrana w ciemny strój. Podeszła do córki i pogłaskała ją delikatnie po ramieniu. Ciężko westchnęła.
- Byłyście takie podobne... - oznajmiła. Nastolatka momentalnie przestała poruszać palcami.
- Jesteśmy, mamo. Ja wciąż żyje. - parsknęła z ironią w głowie po czym ponownie skupiła się na fryzurze. Mama wyrwała jej delikatnie włosy i zaczęła układać je w piękny kłos.
- Wiem o tym i bardzo Ci za to dziękuje. Nie wiesz jak bardzo cieszę się, że znów mówisz. Że znów słyszę Twój cudowny głos. - Po śmierci siostry Angeles przestała cokolwiek mówić. Dopiero po tygodniu, odezwała się po raz pierwszy. Przy kolacji życzyła domownikom "smacznego".
- Nie dziękuj, mamo. German, będzie?
- Obiecał, że przyjdzie.
- Violetta? - słysząc pytanie córki nagle Angelika zamilkła. - Nie weźmie jej, prawda?
- Nie wiem... - odparła. Angeles gwałtownie rzuciła szczotką w ścianę i wyrwała się z rąk matki.
- Jak on tak może, mamo?! Wytłumacz mi! Nie zabierze własnej córki! Nie zabierze córki na pogrzeb matki! Czy on ma uczucia? Biedna Violetta... Ma takiego okropnego ojca... Niczemu winna dziewczynka, musi cierpieć... - z każdym słowem wściekłość nastolatki malała. Matka podbiegła do córki i przytuliła ją do siebie. Dziewczyna tego nie chciała, chciała wciąż narzekać na szwagra, lecz emocje dały górę. Nie była w stanie nic powiedzieć, niż tylko płakać. Obiecała, że tego nie zrobi, mimo to nie była w stanie zatrzymać potoku łez. - Wywiezie ją, prawda? - Angelika jedynie pokiwała twierdząco głową. Czternastolatka z rozpaczy wszczepiła paznokcie w suknie matki. Cierpiała...
Kto by pomyślał, że utrata kogoś bliskiego posunie się do czegoś takiego. Może zabrać nas w nauk, albo sprawić, że nie wydamy z siebie ani jednego słowa. Może kompletnie nas osłabić, lub ożywić. Ludzie rodzą się i odchodzą. Decydują o swoim życiu sami, ale niech pamiętają, że mimo wszystkich błędów, słów jakie nie potrzebnie powiedzieli, zostawiają ludzi na ziemi. Zostawiają swoich bliskich. Jedni nie chcą drudzy przeciwnie. Pamiętają, że śmierć powinna przyjść po nas wtedy kiedy wszyscy będziemy gotowi, ale nie zawsze tak jest. Może nas zaskoczyć. Śmierć jest pożegnaniem? Pożegnanie jest grą? Można tak to nazwać, bo nigdy nie wiesz na jaką plansze wejdziesz i ile oczek wyrzucisz...
_________________________
Jednorazówka powstała dzięki rozmowie z Kasią, której też dedykuję ten tekst. Dziękuje :)
Chciałam to opublikować i tak też zrobiłam. Oczekujcie drugiej części :)
Buziak.
Lika.