niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 10.

Smutek opętał mnie całą. Siedziałam na tej ławce jak skuszenie losu, pogrążona w rozpaczy i łzach. Nie sądziłam, że do żyje tego dnia, przecież jak mogłam dokonać tego, że mój szwagier, mąż mej zmarłej siostry wyznał mi miłość, co gorsza, jak mogłam dokonać tego, że również się w nim zakochałam i jeszcze jak głupia ciągle zaprzeczałam. Moje życie nie ma sensu, jeśli w ogóle je miało, pomyślałam. Zawsze byłam pogrążona w kłamstwie... całe życie.
- Bonjur Angie. - usłyszałam zza pleców męski, znajomy głos z uroczym francuskim akcentem. Był to Bongujrno. Obróciłam się w stronę mężczyzny i jedyne co mógł on wtedy dostrzec to moje czarne od tuszu łzy spadające po policzkach. - Angie? Ty płaczesz?- spytał z niespodziewaną troską w głosie. Mówiąc to podszedł gwałtownie i siadł tuż obok mnie na ławce. W odpowiedzi przetarłam dłonią łzy i wymusiłam na mych ustach pewien grymas co miał przypominać uśmiech, lecz wargi jedynie lekko drgnęły.W oczach znajomego francuza widziałam niespodziewaną, zaskakującą troskę...
- Nie Bongujrno, ja tylko kroję cebule... bez cebuli. - dodałam po dłuższej chwili z lekką ironią w głosie. Francuz słysząc odpowiedź zaśmiał się i wywrócił przyjaźnie oczami. Mimowolnie również na mojej twarzy tym razem pojawił się szczery uśmiech.
- I bez noża. - dodał. Chyba jeszcze nie zrozumiał o co chodziło z naszymi przysłowiami, ale skutecznie mnie rozweselił, rozbawił a nawet pocieszył, pewnie nieświadomie.
- Jest wiele sposobów na krojenie cebuli. - oznajmiłam z lekkim chichotem w głosie. Bongujrno uniósł brwi do góry i zaczął udawać, że zastanawia się nad tym co przed chwilą powiedziałam.
- Jest taki piękny dzień a my będziemy tu siedzieć i gadać o cebulach? - spytał po czym oboje uśmiechnęliśmy się i nawet w chwili szczerze się zaśmiałam. Instynktownie poprawiłam włosy a Bongujrno chcąc jeszcze bardziej mnie rozbawić podrzeźniał mnie. Ujął swą krótką czuprynę i uniósł do góry gestykulując twarzą. Ponownie zachichotałam, po czym spuściłam wzrok w dół. - A teraz powiesz mi dlaczego płakałaś? - spytał minimalnie przybliżając się do mnie. Razem z pytaniem uśmiech zwlekł się z mojej twarzy i znowu pojawił się znudzony grymas.
- Eghm, nie obraź się Bongujrno, ale nie, nie chcę o tym rozmawiać, przepraszam. - mówiąc to wstałam z ławki po czym spojrzał w stronę dobrze zbudowanego mężczyzny siedzącego teraz samotnie na ławce. - Wybacz, ale muszę już iść. - mówiąc to pożegnałam francuza wzrokiem i odeszłam. Po chwili coś jakby mnie zatrzymało. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Mimowolnie obróciłam się w stronę znajomego. - Dziękuje. - szepnęłam na tyle głośno, że moje słowa doszyły do niego. Potwierdzeniem tego był uśmiech na jego twarzy i wypowiedzone przez niego"Nie musisz mi za nic dziękować" po czym podszedł i ucałował mój policzek. Spojrzałam na niego pytająco a moje usta lekko drgnęły tworząc uśmiech. Bongujrno poszedł w swoją stronę a ja stałam tak chwile na środku chodnika.

Postanowiłam, że wrócę do willi Castilio. Minęła niespełna godzina jak nie było mnie w domu. Przed pokoju widziałam damskie buty. Szpilki wygrawerowane kryształami oraz diamencikami błyszczały w słońcu które padało z okna wprost na małe perełki spoczywające na czubkach. Postanowiłam, że zagłębie się dalej w mieszkaniu. Wparowałam do salonu. Na stole spoczywał drogi szampan oraz dwa upite kieliszki. Podchodząc bliżej wzięłam jeden do dłoni. Zauważyłam na nich odciski warg od czerwonej jak wino szminki. Hah, najpierw wyznaję mi miłość a potem sprowadza sobie do domu lalunie, pomyślałam. Nagle usłyszałam odgłosy damskiego chichotu. Niespodziewanie z gabinetu wyszedł pan domu w towarzystwie zgrabnej brunetki. Od razu poznałam tą kobietę.
-Angie! Kochanieńka jak dawno cię nie widziałam! - wykrzyknęła kobieta w moją stronę gestykulując rękami nadal nie puszczając Germana z objęć. Moje oczy skierowały się w jego stronę. Oboje stali przed drzwiami. Mężczyzna był uwięziony w uścisku młodej kobiety. Uśmiechał się, ale miałam wrażenie, że ten uśmiech był skierowany do mnie, że cieszy się na mój widok a nie ze względu objęć atrakcyjnej kobiety która przykleiła się do niego.
- Jade, co za... nie miła niespodzianka. - odparłam energicznie zakrywając moją złość i rozczarowanie. Ponownie dzisiaj próbowałam stworzyć uśmiech na mej twarzy i po raz kolejny nic z tego, lecz moje wargi lekko drgnęły. Widok byłej narzeczonej Germana trochę mną potrząsnął.
- Jade postanowiła nas dziś odwiedzić. - oznajmił pan domu. Spojrzałam na niego pytającym i ironicznym wzrokiem. Mężczyzna chyba nie wiedział o co chodzi.
- Nas? - szepnęłam sama do siebie wywracając oczami. Wyglądało na to, że Bongujrno nauczył mnie nowej sztuczki manipulowania oczami. Przypominając sobie o francuzie i naszej komicznej rozmowie o cebuli uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Tak! Ale już muszę iść! Pewnie Mati się niecierpliwi. - oznajmiła Jade swoim okropnie denerwującym, piskliwym głosem. Tak, kochana panienka Jade ze swoim przestępczym braciszkiem, i czego chcieć więcej, pomyślałam. - Papa kochany - mówiąc to obśliniła policzek Germana i pozostawiła na nim czerwony poślad warg. - Do zobaczenia Angie! - uśmiechnęła się. W odpowiedzi jedynie machnęłam dłonią ponownie starając się dziś uśmiechnąć, leczdziś nie był mój dzień. Pan domu zamknął drzwi za gościem i spojrzał na mnie. Zorientowałam się, że nadal trzymam w dłoni kieliszek. Czując na sobie wzrok Germana przeszywający mnie na wylot upuściłam go.
- Cholera. - jęknęłam po czym skłoniłam się i zaczęłam zbierać potrzaskane kawałki szkła. Zacięłam się w opuszek palca, krew lekko skapywała na śnieżnobiały dywan. Już miałam ponownie powiedzieć to słowo, lecz German przykucnął do mnie nie spuszczając wzroku. Ujął mą dłoń. Mimo tego, że nie chciałam spojrzałam prosto w twarz mężczyzny i utonęłam w jego czekoladowych oczach. Ni skąd w jego drugiej dłoni pojawił się plaster i za nim się zorientowałam on już zakładał mi go na opuszek skaleczonego palca. Uśmiechnęłam się do niego dziękując mu. Oboje zebraliśmy po pewnej chwili wszystkie kawałki szkła. Już chciałam wstać i udać się, ale pan domu nie był z tego zadowolony.
- Musimy porozmawiać. - oznajmił. Nienawidziłam tego zwrotu. Mimo tego, że chciałam już iść German nie puścił mojej dłoni i usiadłam na kanapie a on naprzeciwko mnie.
- Musimy porozmawiać? Czyżby? Nie mam ci nic do powiedzenia... tak sądzę. - dodałam ostatnie szeptem i z niepewnością. Wydawało mi się, że mój towarzysz to usłyszał bo przybliżył się i chwycił mnie za dłonie. Jego czekoladowe oczy ponownie mnie zahipnotyzowały.
- A ja sądzę, że MY mamy sobie dość sporo wyjaśnić... - odparł. Jego dłonie drżały i stawały się lepkie. Najzwyczajniej na świecie denerwował się. Chcąc dodać mu trochę otuchy lekko ścisnęłam jego rękę, żeby wiedział, że tu jestem. Mimo tego ja też nie potrafiłam ukryć mojego zdenerwowania.
- German... - odparłam spoglądając w dół. - Dobrze wiesz co do ciebie czułam czy... czuję.
- A ty wiesz, że ja cię kocham. - przerwał mi. Ponownie słysząc to wyznanie nie chcąc uśmiechnęłam.
- German, czego oczekujesz? Że jeżeli wyznasz mi miłość wskoczę ci w ramiona i zapomnę o wszystkich przykrościach? - spytałam z ironią w głosie. Nagle German wstał naprzeciw mnie uniósł ręce i rozłożył ramiona dał mi jasny znak, że chcę żebym teraz to zrobiła. Zaśmiałam się kpiąco. - Brakuje ci pewnej klepki wiesz o tym? Żartujesz sobie! Żartujesz sobie, tak? - to ostatnie dodałam mniej pewniej, ale nadal nie pozbyłam się śmiechu w głosie.
- Dziś, to dziś! Dziś wykrzyknę całemu światu, że Cię kocham Angeles! - oznajmił z wielką pewnością w głosie. Spojrzałam na niego pytająco po czym ponownie wywróciłam oczami i sądząc, że to kpina podeszłam do schodów kompletnie ignorując słowa mężczyzny. Nagle gdy miałam wejść na pierwszy schodek coś mnie zatrzymało, nogi odmówiły posłuszeństwa. Odwróciłam się do tyłu i ujrzałam Germana, bardzo blisko siebie. Jego czekoladowe oczy kolejny raz mną zawładnęły. - Kocham Cię Angeles. - szepnął mi do ucha. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. W moich oczach była radość, ale też smutek i niepewność oraz strach...Postanowiłam być twarda.
- Mówiłeś, że wykrzykniesz to całemu światu... - odparłam udając rozczarowanie. German objął mnie w pasie jedną dłonią a drugą odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Ty jesteś moim całym światem... - szepnął. Na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Policzka zarumieniły się a oczy zaczęły błyszczeć. Teraz nie mogłam już się powstrzymać. German ujął mnie mocno w tali a ja podskoczyłam. Mój ukochany wykorzystał ten moment. Za nim się zorientowałam nie czułam gruntu pod nogami a byłam już w objęciach mego szwagra.
- Ja Ciebie też. - jedyne słowa które zostały mi do powiedzenia w tej chwili. Było to najszczersze wyznanie od dłuższego czasu. Moje życie zaczęło nabierać sensu, tak przynajmniej wtedy myślałam...
_______________________________________
AMORY AMORY AMORY <3
Rozdział nie za długi taki śmieszny nawet nie wiem skąd wzięty. Miał się pojawić dwa dni temu, ale mój internet lubi psocić. Piszę, piszę, piszę a tu się nie zapisało nic a nic -.- Ale nareście zdąrzyłam. Myślałam, że rozdział będzie inaczej wyglądać, ale jest Germangie a więc póki co jest OK ! :D
KOMENTUJCIE! TO MOTYWUJE I TO BARDZO C:
Pozdrawiam!
Lika.

Ten rozdział dedykuje mojej przyjaciółce Sylwii która jutro obchodzi swoje czternaste urodziny!
Najlepszego kochana! Kocham Cię!

wtorek, 8 lipca 2014

9. Miłość, wszędzie miłość, łzy, wszędzie łzy.

Lalalalalalala, jedyne to słyszę w mojej głowie, myślach. Muzyka! Ach tak! To jest to czego pragnę, to co kocham, to co czuję całą sobą, całym sercem! To co oddaję mój humor i nastrój, to jest to co... daję mi miłość, ale nie tylko muzyka daję mi miłość, coś albo lepiej ujmując ktoś też sprawia, że moje serce zaczyna bić szybciej, że emocje i uczucia dają górę, tym kimś jest... jest...
- Angie? - nagle usłyszałam moje imię. Obróciłam się w stronę mego wołacza i była to Violetta. Za nim zdążyłam się zorientować siedziałam w kuchni tuż obok Violetty i na przeciw Olgi z Ramallo. Oboje wpatrywali się we mnie z otwartymi ustami. Ramallo to nawet wyleciały z ust kawałki grzanki po czym od razu się speszył i wytarł swą osobną chustą usta i odłożył na stół.
- Zakochała się, mówię wam zakochała się! - wykrzyknęła Olga odkładając hałaśliwie sztuce na talerz i wymachując rękami. Wiedziałam, że chodziło jej o mnie. Wygląda na to, że zamyśliłam się i to zbyt głęboko. Ciekawe co znowu zrobiłam...
- Olgo co ty wygadujesz?! - wreszcie udało wymamrotać coś z moich ust. Violetta już otwarła wargi aby coś wytłumaczyć, ale nagle w progu jadalni stanął German przysiadując do krzesła.
- Kto się w kim zakochał? - spytał gwałtownie na powitanie z lekką obojętnością jakby miłość w tym domu była normalnością. Nakładając sobie dżemu na grzankę spojrzał prawie na wszystkich, jego oczy jedynie ominęły... mnie? Wygląda na to, że jeśli chodzi o tą sprawę to od razu mnie wykluczył, a co ja nie mam prawa się zakochać? Mhm, to się zdziwi...
- Jak to kto? Kto w tym domu jest najbardziej kochliwy oprócz pana? - zaczęła. Mówiąc to miała na myśli sytuacje z Jade, Esmeraldą i najprawdopodobniej mną, bo gdy kończyła mówić spojrzała na mnie a następnie na Germana chichocząc. Głowa pana domu skierowała się w moją stronę lecz... spojrzał on prosto na Violette która siedziała koło mnie i była zanurzona głową i myślami w telefonie.
- Violetta, w kim się znowu zakochałaś? - spytał ze srogim wzrokiem krojąc szynkę na małe plasterki jak to miał w zwyczaju. - i odłóż ten telefon. - rozkazał. Violetta spojrzała na niego pytająco i z lekką ignorancją, ale widać było, że trochę się zdenerwowała tym, że ojciec od razu oskarża ją.
- Czy ja w tym domu muszę być zawsze o wszystko oskarżana? A po za tym czy miłość to coś złego?-mówiąc to jej oczy skierowały się w moją stronę a następnie z powrotem do ojca - Ja tato jestem przynajmniej stała w uczuciach... - słysząc to nie mogłam pozbawić się lekkiego chrząkniecia bo wszyscy wiedzą jaką rozterkę miała między Tomasem a Leonem a potem między Leonem a Diego. German obdarzył ją lekkim ironicznym spojrzeniem a Olga wyszła z kuchni, widać, że dla niej nie było a ni grosza prawdy w tym co przed chwilą powiedziała córka Germana. - No dobrze, może nie zawsze tak było, ale teraz jest. I mam dość, że zawsze mi rozkazujesz. - mówiąc to Violetta odeszła od stołu zabierając torebkę. - Widzimy się w Studio, Angie. - odparła po czym wyszła zatrzaskując drzwi. German próbował zatrzymać córkę a teraz tylko ciężko westchnął. Ramallo udał, że Olga woła go i opuścił jadalnie wchodząc do kuchni i zasuwając drzwi. Zostałam sama z Germanem czując się lekko nie komfortowo. Widząc minę Germana postanowiłam również udać się do kuchni. Wstałam lekko odrzucając krzesło i zabierając swój i talerz Violetty.
- Nie, Angie... zostań. - słysząc prośbę Germana chwile stanęłam i widząc jego zdenerwowanie odłożyłam naczynia na miejsce i przysiadłam. - Dość, że kłamię to jeszcze wychodzi z domu bez pozwolenia. - odparł uderzając dłonią w stół, lecz zachwiał się w połowie i lekko dołożył pięść.
- German nie powinieneś się denerwować, przecież nie chodziło Oldze o nią... - oznajmiłam. German spojrzał na mnie pytająco po czym przymknął oczy i  odparł:
- To o kogo? - spytał z obojętnością bo pewnie sądził, że ponownie będę bezpodstawnie bronić siostrzenice, lecz dziś się pomylił, nie pozwolę aby Violetta cierpiała za moje rozmarzenie.
- Yhm, sęk w tym, że o... mnie. - słysząc to widziałam jak German odskoczył gwałtownie i spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem i... rozczarowaniem.
- Ah tak? No to wszystko w porządku, przecież możesz się zakochiwać w kim chcesz i kiedy chcesz. - mówiąc to prawie uwierzyłam, że spłynęło to po nim obojętnie, ale widziałam jak drżą mu palce.
- Nie chcesz wiedzieć w kim? - spytałam, chcąc wreszcie wyznać prawdę, że jedyną osobą którą kocham prawdziwie i szczerze jest...ON!... German.
- Mhm, a czy powinienem? Jestem przecież dla Ciebie tylko twoim szefem nikim więcej. No i szwagrem, ale to też nic nie znaczy.
- Nie tylko... - oznajmiłam wstając gwałtownie. German również wstał, aby być na tej samej wysokości co ja, bo nie raz atakowałam go z góry.
- Kim jeszcze jestem? Kim jestem jeszcze dla Ciebie? - spytał. Widząc jego czekoladowe oczy zwrócone w moją stronę obróciłam i tam ujrzałam zdjęcie mojej siostry. Szepnęłam w stronę ramki tylko jedno słowo 'przepraszam'. Nadszedł czas na wyznania...
- Kim jesteś dla mnie? Ty się pytasz kim jesteś dla mnie? Powiem Ci kim byłeś dla mnie... Byłeś tą osobą która uszczęśliwiała mnie codziennie, która sprawiała, że się uśmiechałam, ale też cierpiałam i to dziś cierpię. Kochałam Cię German i to jak nikogo innego... - każde wyznanie ściskało mi serce tak mocno, że jeszcze chwila i byłam w stanie zemdleć, ból tych słów był nie do zniesienia.
- A dziś? Czujesz coś jeszcze do mnie? - spytał zaintrygowany, ale jednocześnie obojętny. Nie oderwał od mnie wzroku a ja również, nie przestawałam wpatrywać się w niego zastanawiając się nad odpowiedzią. Z każdą chwilą coś wrzynało mi ostrza w plecy.
- Nic... - wybełkotałam. - Nic a nic. - German wydawał się zraniony odpowiedzią.
- A wiesz, a ja coś do Ciebie czuje. - oznajmił pewniej. Spojrzałam na niego i słysząc jego ton. Już czekałam aż wykrzyknie, że czuję do mnie nienawiść, złość, obrzydzenie. Chciałam już wyjść. Łzy stanęły mi w oczach i już miałam odejść lecz German chwycił mnie za dłoń. Spojrzał na mnie prosto w oczy, nos w nos, usta w usta, zbliżył się do mnie. - Kocham Cię Angie, zawsze Cię kochałem. - nie wierzyłam w to co słyszę! Mężczyzna mojego życia wyznał mi miłość. Jednocześnie czułam smutek, ból, ale zarazem radość i szczęście. Chwile wpatrywaliśmy się na siebie, ale łza spłynęła mi po policzku i nie chciałam dalej stać na przeciw niego.
- Przepraszam. - odparłam ocierając łzy i puszczając dłoń z uścisku Germana po czym wzięłam torebkę i kubrak założyłam go na siebie i podbiegłam w stronę drzwi. German podbiegł za mną i odprowadził mnie smutnym wzrokiem a ja jedynie zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam do Studio.
Smutek i gniew. Nigdy nie sądziłam, że będę kiedykolwiek cierpieć tak jak dzisiaj. Mężczyzna którego kochałam całym sercem, który jak poznał prawdę odwrócił się od mnie, związał się z inną kobietą a teraz, wyznał mi miłość. Poczułam, że nie mogę iść dalej. Przysiadłam na pewnej ławce. Emocje zlewały się powoli. Niespodziewanie zaczęłam płakać. Widziałam tylko jak łzy leciały mi po policzkach jak strumień wody.
 Nagle zobaczyłam w oddali średniego wzrostu, dobrze zbudowaną postać. Stała i wpatrywała się we mnie. Rozpoznałam, że to Pablo. Najlepszy przyjaciel podbiegł do mnie i stanął naprzeciwko mnie. Nie myśląc od razu wstałam i rzuciłam się w jego ramiona. Moje ręce oparłam na jego barkach nie przestawałam płakać, nie potrafiłam. Przypominało mi się wszystko, jak Maria przedstawiła mnie swemu narzeczonemu, ja jako siedmiolatka podając dłoń miłości mojej siostry, wszystko powróciło...
- Angie, nie płacz, proszę. - szepnął mój przyjaciel. Próbowałam się uspokoić, próbowałam odnaleźć spokój, ukojenie, ale nie dawałam rady. Łzy nadal pokropywały z moich oczów po policzkach prosto na koszule mojego przyjaciela. Niespodziewanie poczułam ciepły dotyk na moim lewym policzku. Pablo musnął go wtedy swymi gorącymi wargami. Opanował mnie wtedy spokój i ukojenie. Nie potrafiłam puścić barków mego przyjaciela, ale nie musiałam, on też nie miał zamiaru mnie puścić z objęć. - Co się stało? Mów i proszę, nie płacz. - odparł. Opuściłam ręce z barków Pablo a on puścił jedną ręką moją talię i otarł moje czerwone policzki i oczy od łez. Spoglądał na mnie nie puszczając nadal drugiej dłoni, nie chciałam.
- N-no b-bo... German. - jęknęłam przez łzy jąkając się.
- Co on znowu Ci zrobił? - spytał odgarniając kłębki mych włosów z policzków.
- N-no b-bo, o-on wy-wyznał mi... miłość... -odparłam i znowu przytuliłam się do Pablo.
- Angie, skarbie to nie powód to płaczu - szeptał masując mnie pociesznie po plecach.
- A-ale j-ja t-też... - jęknęłam zza pleców przyjaciela. Pablo gwałtownie odsunął się od mnie.
- Ale co ty też? - spytał gwałtownie i zauważalnym zdenerwowaniem.
- Kocham go. - oznajmiłam po czym siadłam na ławce widocznie załamana całym zajściem i tym, że wyznając to zraniłam właśnie mojego przyjaciela. Pablo chwycił się za głowę. Ścisnął czaszkę po czym zwiesił ręce wzdłuż tułowia. Chciał coś powiedzieć, chciał, ale patrzył na mnie a ja na niego. Widziałam, pojedynczą łzę w jego oku, ale od razu zniknęła tak samo jak Pablo. Zostawił mnie na tej ławce, samą na pastwę moich nieokiełzanych myśli i ton łez...
____________________________________________________________________________
Witam was :) Jakiś podtekst do rozdziału? Mhm raczej nie mam nic do powiedzenia, rozdział wydaję mi się jakiś taki no udany, zarazem smutny, ale też jakiś w 0.00001 wesoły bo nareście wyznanie uczuć, szkoda, że tak to się skończyło ;) Piszę na bierząco a więc jakieś spostrzeżenia do bardzo proszę pisać w komentarzach bo na pewno dodadzą mi weny :D
Komentujcie ^^
Dziękuje za przeczytanie i przepraszam zza zrycie psychiki :c XDD
Baju, baju, baju c:

piątek, 4 lipca 2014

8. Rocznica.

Wspomnienia i łzy trzymają nas do dziś w niepewności i w nadziei na lepsze jutro. Śmierć kogoś bliskiego przyprawia nas o smutek, żal i bezsilność do dalszego życia...
Dziś jest ten dzień, dzień w którym kilkanaście lat temu zamknęłam się w pokoju i nie wychodziłam przez tydzień płacząc i szlochając. Śmierć mojej jedynej siostry, oddanej swej pasji załamała mnie i całą rodzinne. Po jej śmierci ojciec zmarł pogrążony w depresji. Zostałam sama z mamą. Jedyną pamiątką jaka mi po niej wtedy pozostała była to jej córka, moja siostrzenica której wtedy szukałam przez całe lata, a jej ojciec wywoził ją z kraju do kraju. A dziś? Dziś jestem w domu mego szwagra i codziennie spotykam moją uroczą, tak podobną do Marii moją siostrzenice, Violette. Mijały dni, tygodnie, miesiące po próbie samobójstwa Violetty. Niby wszystko wydawało się dobrze, ona śmiała się, bawiła, cieszyła się życiem i ponadto ułożyło jej się z Diego, bardzo się cieszę z tego powodu, ten chłopiec mimo tego, że ją zranił szczerze za to żałował i był dobry, bardzo dobry...
- Angie? - jęknęła Violetta. Za nim się zorientowałam siedziała tuż koło mnie z czterema książkami pod pachą, do chemii, fizyki, biologii i do sprawiającej jej dużo trudu geografii. - Możemy zaczynać?
- Ehm, tak oczywiście Violu. - mówiąc to uśmiechnęłam się czule w stronę siostrzenicy. Ucałowałam ją lekko w główkę i mocno przytuliłam. - Kocham Cię, wiesz?
- Wiem, Angie, wiem! Codziennie mi to mówisz, ja również też Cię kocham, mocno. - odparła po czym odwzajemniła uścisk tak mocno, że było można zaczerwienione rany.
- Co to jest? - jęknęłam chwytając rękę siostrzenicy i ukazując rany wyglądające jak po cięciu. - Cięłaś się? Violetta! Obiecałaś! - zaczęłam dramatyzować.
- Angie, uspokój się! To są dawne rany, jak jeszcze byłaś we Francji, naprawdę. - wytłumaczyła mi wszystko. Bardzo się zdenerwowałam, ale cieszyłam się, że nie bała się mi niczego powiedzieć, ta wieź między nami była ogromna, bardzo się z tego cieszę.
- Dobra koniec rozmów, zabieramy się, za mhm... chemie. - oznajmiłam. Zaczęłyśmy studiować pierwiastki i chemikalia oraz różnego rodzaju substancje. Nasze każde lekcje były połączone z zabawą i śmiechem. Nagle Violetta zamknęła książkę i widocznie coś ją dręczyło.
- Violu? Coś nie tak? Pierwiastki zbyt cię nękają? - parsknęłam aby trochę rozbawić siostrzenicę.
- Nie, Angie po prostu tata powiedział mi dziś rano, że tego dnia, dzisiaj moja mama zmarła kilkanaście lat temu, to prawda?- spytała z rozpaczą w oczach. Ciężko westchnęłam.
- Tak, to prawda... - odparłam unikając spojrzenia Violetty. Widziałam, że w jej oku zakręciła się łza.
- To już dwunasty rok, tak? - spytała ponownie. Tym razem po moim policzku spłynęła łza, ale za wszelką cenę nie pozwoliłam aby Violetta dojrzała ją.
- Tak Violu, ale spójrz na to inaczej, że już tyle lat, a ona nadal jest tutaj... i... tutaj. - mówiąc to wskazałam palcem na jej serce a następnie na moje.- Nie ważne, że ledwo, ledwo jest w twojej pamięci, ważne, że od dawna do końca będzie w twoim sercu. - Violetta spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy i pomimo szklanych od łez oczach widziałam radość i szczęście.
- Kocham Cię, Angie, naprawdę dziękuję za wszystko. - mówiąc to rzuciła się na mnie i objęła swymi ramionami. Teraz po moim policzku spłynęła łza, ale łza szczęścia. Zobaczyłam, że zza drzwi od gabinetu podgląda nas German a w jadalni siedziała Olgita z Ramallo ocierając łzy rękawem garnituru Ramallo i wyczyszczając nos krawatem swej miłości. Olga lamentowała mówiąc "Widzisz Ramallo, widzisz? Tak dobrze się dogadują!" Zauważając Germana a Violetta widząc gołąbeczki przy stole oderwała się od mnie. Otarła moje łzy a ja jej. Obie zachichotałyśmy i uśmiechnęłyśmy się czule.
- Dokończymy lekcje później dobrze Angie? Muszę wybrać jakiś ładny strój na cmentarz do mamy, to będzie mój pierwszy raz kiedy zobaczę nagrobek. - oznajmiła. Słysząc słowa mojej siostrzenicy kiwnęłam głową a ona poleciała migiem na górę. Olga ponowie wysmarkała nos w krawat i pobiegła w stronę kuchni ciągnąc Ramallo za sobą. Za nim się zorientowałam zauważyłam jak German przysiadł koło mnie spoglądając głową w dół po czym jego czekoladowe oczy skupiły się na moich. Wiedziałam, że się zaczerwieniłam, zawsze tak było.
- Dziękuję, że ją zawsze pocieszasz. - odparł gestykulując dłońmi jak to zawsze miał w zwyczaju.
- To mój obowiązek German, wiesz o tym. - oznajmiłam po czym wstałam by uniknąć jakiegoś wstydliwego momentu. - Teraz wybacz, pozwól, że również udam się tak samo jak Violetta ubrać się jakoś wyjątkowo, bo ten dzień zdarza się tylko raz na rok.
Po kilkunastu minutach stałam z Violettą w pokoju Marii wybierając suknie która do niej należała. Violetta uparła się, że założy ją idąc na cmentarz.
- Co myślisz o tej? - odparła przyklepując do siebie turkusową sukienkę do kolan i obracając się jak balerina z nieodstępnym uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że to miejsce ożywia ją.
- Jest cudowna, bardzo ci w jej ła...- nagle przerwałam. Moje oczy skupiły się na białej sukni do kolan z śnieżnobiałą falbanką która wisiała na wieszaku w szafie. Natychmiast podbiegłam do niej a łza zakręciła mi się w oku. Białe piórka na ramiączkach połyskiwały w słońcu padającego z okna. - prześliczna - jęknęłam dotykając lekko opuszkami palców perfekcyjne szwy sukni. Sukienka była ogromnie delikatna i kobieca. Violetta podeszła do mnie i uśmiechnęła się czule.
- Załóż ją dziś. - oznajmiła. Słysząc te słowa odskoczyłam.
- Chyba sobie żartujesz? Ta sukienka towarzyszyła twojej mamie na rocznicy ślubu z twoim ojcem, nie pozwolę sobie jej założyć. - mówiąc to nie przestałam delikatnie dotykać sukni. Nagle Violetta szarpnęła wieszak z tą sukienką i dała mi ją.
- Zrób to dla mnie, proszę.
Po godzinie German stał w eleganckim garniturze oraz białym krawacie w salonie czekając na mnie i swoją córkę. Olga stała z czerwoną jak wino suknią na sobie trzymając za ramię swego ukochanego Ramallo który miał na sobie szary garnitur i trzymając bukiet czerwonych róż, ulubionych Marii. Niespodziewanie na schodach pojawiła się Violetta w wybranej turkusowej sukni z białą torebką trzymając jedną, pojedynczą czerwoną różą.
- Kochanie wyglądasz cudownie - oznajmił German podchodząc do córki i obejmując ją otaczając wzrokiem po czym uniósł do góry i okręcił. - Ta sukienka, pierwsza randka z twoją mamą miała ją wtedy na sobie, pamiętam. - mówiąc to jego oczy świeciły blaskiem.
- Jeszcze nie widziałeś Angie tato. - odparła po czym wskazała ręką na schody. Po chwili zeszłam ze schodów w białej sukni, tej z pierwszej rocznicy ślubu mojej siostry. German widząc mnie zaniemówił. Chwyciłam pojedynczą czerwoną róże ze stołu i podeszłam do Violetty.
- Wyglądasz przepięknie. -przemówił German a ja czule uśmiechnęłam się w jego stronę. - Obie wyglądacie prześlicznie. -odparł widząc wzrok Violetty która tuliła się do mnie. Nagle stanęła przed nim Olga.
- Nie zapomniał pan o kimś? - spytała ironicznie. Słysząc ton w którym mówiła Olgita zaczęłam się śmiać razem z Violettą, a German czuł się co najmniej nie wygodnie.
- Olgo ty też cudownie wyglądasz - odparł po pewnej chwili znowu gestykulując dłońmi. Ramallo podszedł do swej ukochanej i oni pierwsi wyszli zza drzwi.
W ciągu dziesięciu minut dojechaliśmy na cmentarz. Violetta rozglądała się po napisach na nagrobkach poszukując grobu swej matki. Po chwili przed naszymi oczami pojawił się czysty, mały, udekorowany czerwonymi różami nagrobek. Violetta przeczytała napis na grobie "Tutaj spoczywa Maria Castilio - Saramego, żałobę ponoszą mąż z córką i matka z siostrą". Widziałam, że na oczach Violetty spoczywały łzy szczęścia. Podeszłam do nagrobku i przykucnęłam odkładając delikatnie czerwoną róże przy napisie. German podszedł za mną i również odłożył wielki bukiet róż. Wiedziałam, że bardzo cierpi śmiercią mej siostry a jego żony a Violetta, uśmiechała się przez łzy. Ramallo i Olga również oddali kwiaty na grób.
Po kilkudziesięciu minutach byłam już w domu w towarzystwie mojej siostrzenicy i Germana. Podeszłam do pokoju Violetty upewnić się czy śpi a potem udałam się do siebie. Na korytarzu spotkałam Germana. Wymieniliśmy spojrzenia i uśmiechy i każdy poszedł w swoją stronę...
_____________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nareszcie zdobyłam szablon :)
Komentujcie :)