sobota, 28 lutego 2015

Jednorazówka - "Nauczyłam mówić żegnaj" Część.1

Był wczesny wieczór. Za oknem panował ponury klimat. Chmury zaszły słońce i całe Buenos Aires pogrążyła szarość. Wszyscy mieszkańcy miasta spędzali dzień z rodziną, grając w karty, siedząc przy kominku i pijąc herbatę. Wszystkie domy były oświetlone aby wpuścić odrobinę sztucznego świata między oczy. Tylko jeden, malutki dom był zgaszony. Wyglądał jakby nie było w nim żywej duszy. Wydawało się, że był opuszczony gdyby nie to, że pewna postać ślęczała całymi dniami w oknie. Była to dziewczynka, młoda dziewczynka. Miała śliczne, długie włosy splecione w warkocz. Na jej twarzy od dłuższego czasu nie było widać uśmiechu, tylko smutek przechodził przez jej drobne, zielonkawe oczy. Dziewczynka miała imię Angeles. Z natury była jedną z najbardziej entuzjastycznych i optymistycznych mieszkańców Buenos Aires. Wszyscy znali tą małą istotkę. Coś się zmieniło, a powodem tego była tragiczny wypadek...
- Opowiesz mi  jak się czujesz? - pytanie to zadała kobieta której obowiązkiem było obserwowanie czternastolatki. Była to pani psycholog która na prośbę rodziców Angeles, zechciała pomóc dziewczynce. Dzień w dzień ich spotkania wyglądały tak samo. Psycholog zadawała pytania a Angie jak gdyby nic nie słyszała wciąż wpatrywała się w dal. Lecz z upływem czasu dziewczynka powoli zaczynała się otwierać. Nie mogła dużej trzymać w sobie swoich uczuć. Pewnego pochmurnego dnia, podczas konsultacji, odwróciła się w stronę pani psycholog i odpowiedziała na pytanie.
- Czuję się źle. Czuję jakby coś we mnie umarło. Jakbym była podzielona. Jakby część mnie, ta część która mnie uszczęśliwiała gdzieś zaginęła i muszę ją odnaleźć, ale cały czas trafiam na mapy odwrócone do góry nogami. Rozumie pani? Po co pytam? Nikt mnie nie rozumie. Mimo to będę mówić dalej, mam wenę na zwierzenia, a więc lepiej niech pani zapisuje. - głos był przepełniony żalem, a inne uczucia trudno było wyłapać, nawet specjalistce. - Kontynuując... Ma pani taką osobę którą traktuję jak jedną z kartek pamiętnika? Mam na myśli czy może pani zwierzyć się komuś ze wszystkiego, jak gdyby przelać wszystkie uczucia na papier tworząc coś pięknego?
Kobieta została ofiarą nie wygodnych pytań ze strony swojej młodej pacjentki.
- Tak, mam taką osobę. - odpowiedziała z myślą o swym mężu. Dziewczynka zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu, wywróciła oczami i ponownie zwróciła się w stronę okna.
- Tak się tylko pani wydaję. Nie zostałaby pani psychologiem gdyby nie miała pani skrytych problemów. Czy nie próbuje pani zapomnieć o dręczących panią sprawach, zagłębiając się w uczucia innych? Zgadłam? No cóż, współczuje pani. Wiem, jak się pani czuję. Ja również nie mam już komu powiedzieć co czuje. Tak naprawdę nigdy nie miałam takiej potrzeby aż do dnia kiedy musiałam powiedzieć, najważniejszej osobie w moim życiu, "żegnaj"...
- Myślałaś kiedykolwiek, jak to ładnie ujęłaś, aby powiedzieć Twoim bliskim "żegnaj"? - dziewczynka zeskoczyła z parapetu i przysiadła na przeciw kobiety.
- Pyta się pani czy myślałam o samobójstwie? Tak. Może to pani powiedzieć rodzicom, śmiało. Mimo to mogę panią upewnić, że tego nie zrobię. Dlaczego? Mam serce. Widzę jak mama czuję się gdy nie ma z nami Marii. Widzę jak tata reaguję na obwinianie ze strony mojego szwagra. Ojciec pogrąża się w alkoholu i z dnia na dzień nie panuję nad tym co robi. Nie widzi, że wchodzi w nauk, który dostatecznie niszczy naszą rodzinę. Niszczy to co najpiękniejsze pozostało. Może to panią zdziwi, ale go rozumiem. Szuka ukojenia. Szuka nicości w której mógłby zapomnieć, zapomnieć o wszystkim. Jak pani myśli? On wie, że w ten sposób rani mnie i mamę? Osobiście sądzę, że zdaję sobie z tego sprawę, ale jak dzwoni telefon, jak dzwoni German znów wszystko zaczyna się od nowa. Tylko krzyki w domu. Wie pani co? Czasami sądzę, że lepiej gdyby mnie nie było. Gdybym nie przeszkadzała im w tych ciągłych kutniach. Nie musieliby wtedy płacić za panią, ale wtedy by pani nie zarobiła? Tak źle i tak nie dobrze. - kobieta słuchając nastolatkę, zapisywała każde słowo w którymś momencie przestała. Długopis przestał służyć. Dziewczynka podeszła do biurka i wyciągnęła szary piórnik po czym podała długopis psycholog i wróciła do tej samej pozycji. Kobieta uśmiechnęła się w stronę dziewczynki.
- Jesteś bardzo silna, wiesz? Nie jedna nastolatka na twoim miejscu dawno by poddała się w walce z tymi okrutnymi uczuciami które towarzyszą Ci przy tym co się stało z Twoją siostrą. Jesteś doskonałym przykładem stwierdzenia "czas leczy rany". - Pani psycholog ujęła delikatnie dłonie dziewczynki. Ta w odpowiedzi uniosła wysoko brwi po czym parsknęła i ponownie podbiegła do swojego miejsca jakim był parapet starego okna.
- Myli się pani. Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu. - Nie chciała spoglądać już na kobietę która miała ją rozumieć. -  Wiem, że to co się stało się nie odstanie, niestety. Mimo to, nie podam się. Nie sięgnę po jakieś tępe żyletki jak inne dziewczyny, chcące zadać sobie ból aby ukoić ból? Po co się tak wydurniać? Przecież mogą od razu odciąż sobie żyły w pionie, prawda? Wie pani co sądzę o takich ludziach? - Mimowolnie spojrzała na panią psycholog i nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej. - Sądzę, że są durniami chcący tylko zwrócić na siebie uwagę. Dlaczego oni to robią? Nie cenią tego co inni nie mają? Jasne, czasami trudno pogodzić się z własnymi głupimi myślami i okropnymi pomysłami, ale nie powinniśmy się krzywdzić. Siebie i bliskich. Sądzi pani, że powinnam się zabić, aby mi ulżyło? - Kobieta uniosła wargi aby zaprzeczyć, lecz Angeles nie dała jej takiej szansy. - Nie, nie powinnam. Pozwoli mi pani, że poczekam na śmierć kiedy sama przyjdzie.  - dziewczynka ponownie zeskoczyła z okna i stanęła na środku pokoju. Kobieta bacznie obserwowała zachowanie nastolatki. Oczy Angeles skupiły się na ramce ze zdjęciem na którym była razem ze swoją siostrą. - Mhm, tak się czasami zastanawiam, czy ona za mną tęskni tak samo jak ja tęsknie za nią. Czasami chciałabym ją odwiedzić tam na górze, lecz nie chcę zostawiać mamy. - Dziewczynka delikatnie przejechała opuszkiem palców po policzku Marii które znajdowało się zdjęciu. - Nigdy nie zapomnę jej ciepła, jej miłości jaką okazywała mi dzień w dzień. Nigdy nie zapomnę jej, nie byłabym w stanie. I wie pani co? - Ponownie zadała pytanie retoryczne a psycholog nie wykazywała już chęci odpowiedzi. - Zrobię wszystko aby jej córka a moja siostrzenica, wiedziała jaka dobra była jej matka. Jakie wielkie serce miała, jak bardzo ją kochała. Violetta jest teraz mała, nic nie zrozumie, ale jak dorośnie, zrobię wszystko. Zrobię wszystko aby przekazać jej ciepło jakie jej mama nie zdążyła przekazać jej. Będę obserwować jak dorasta, jak się uczy, jak zakochuje, jak płacze, jak śmieje, jak śpiewa... Jak staję się sobą... Jak staję się muzyką...Jak staję się sobą... - Mimowolnie po policzku Angeles spłynęła łza której nastolatka pozwoliła popłynąć dalej. Nawet kobietę wzruszyły słowa Angeles. - Dziękuje, że mnie pani wysłuchała, bardzo dziękuje. Mam nadzieje, że panią też ktoś wysłucha. Mogę zostać sama? - Psycholog pokiwała potwierdzająco głową i również dziękując za otwarcie ze strony nastolatki, wyszła. Dziewczynka po raz setny tego dnia podeszła do okna. Spoglądała w odchłań jaka znajdowała się za oknem. Ciężko westchnęła.
- Jesteś tam, prawda? Widzisz mnie... - mówiąc to spojrzała w niebo. - Jak tam u Ciebie jest? Śpiewasz? Wciąż śpiewasz? Co to za pytanie, na pewno to robisz... Przecież jesteś muzyką... Nie wiem jak dam sobie radę dzisiaj... Ludzie będą składać mi kondolencje a ja będę bez uczuciowo dziękować. Wiesz co będzie najgorsze? Że jak Twoje ciało, Twoje piękne ciało zostanie pochowane w grudach ziemi, boję się, że nie pogodzę się z tym. Wiem, że muszę być twarda, że to nie koniec świata, ale bardzo mi Cię brakuje. - Kolejne łzy poleciały po zimnym policzku Angeles. - Obiecaj mi, że jeszcze Cię zobaczę. - tymi słowami pożegnała się z 'siostrą'.
Angeles po mimo bólu, tęsknoty i wszystkich uczuć jakie towarzyszyły jej starała się uśmiechać. Była oparciem dla swej matki i również dla pijącego ojca. Jako jedyna została swoim rodzicom. Co prawda, nie była rodzoną siostrą Marii, mimo to traktowała ją jakby nią była. Angeles i Maria miały innych ojców. Ojciec starszej siostry, zmarł a karierą młodej piosenkarki zajął się ojczym, tata Angeles. Maria zginęła w wypadku, a wdowiec zaczął oskarżać ojca swej szwagierki o śmierć swej żony. Cała sytuacja najbardziej źle wpływała na niczemu winną czternastolatkę. Maria osierociła pięcioletnią córeczkę, Violette.
Tego samego dnia, tuż po rozmowie z psycholog, Angeles udała się do sypialni swej siostry. Każde zdjęcie, zapach, każdy kąt przypominał jej siostrę. Było to dla niej trudne, ale obiecała sobie już nie płakać. Weszła do pokoju i od razu otworzyła, ogromną szafę która mieściła najpiękniejsze kreacje należące do artystki. Dziewczynka delikatnie dotykała każdego, perfekcyjnego szwu. Jedną z sukni ujęła w swe zziębnięte dłonie i przyłożyła do twarzy. Zaciągnęła się zapachem swej siostry. Przeszły ją dreszcze. Po dłuższej chwili, zabrała ze sobą najmniejszą, czarną sukienkę i delikatnie założyła. Swe kosmyki włosów ułożyła nie zgrabnie na ramionach. Przeglądając się w lusterku zauważyła jak ktoś stoi za mną.
- Dlaczego mnie śledzisz? - spytała nie przestawiając zajmować się swoimi włosami. Stała za nią kobieta. Była to jej matka. Również była ubrana w ciemny strój. Podeszła do córki i pogłaskała ją delikatnie po ramieniu. Ciężko westchnęła.
- Byłyście takie podobne... - oznajmiła. Nastolatka momentalnie przestała poruszać palcami.
- Jesteśmy, mamo. Ja wciąż żyje. - parsknęła z ironią w głowie po czym ponownie skupiła się na fryzurze. Mama wyrwała jej delikatnie włosy i zaczęła układać je w piękny kłos.
- Wiem o tym i bardzo Ci za to dziękuje. Nie wiesz jak bardzo cieszę się, że znów mówisz. Że znów słyszę Twój cudowny głos. - Po śmierci siostry Angeles przestała cokolwiek mówić. Dopiero po tygodniu, odezwała się po raz pierwszy. Przy kolacji życzyła domownikom "smacznego".
- Nie dziękuj, mamo. German, będzie?
- Obiecał, że przyjdzie.
- Violetta? - słysząc pytanie córki nagle Angelika zamilkła. - Nie weźmie jej, prawda?
- Nie wiem... - odparła. Angeles gwałtownie rzuciła szczotką w ścianę i wyrwała się z rąk matki.
- Jak on tak może, mamo?! Wytłumacz mi! Nie zabierze własnej córki! Nie zabierze córki na pogrzeb matki! Czy on ma uczucia? Biedna Violetta... Ma takiego okropnego ojca... Niczemu winna dziewczynka, musi cierpieć... - z każdym słowem wściekłość nastolatki malała. Matka podbiegła do córki i przytuliła ją do siebie. Dziewczyna tego nie chciała, chciała wciąż narzekać na szwagra, lecz emocje dały górę. Nie była w stanie nic powiedzieć, niż tylko płakać. Obiecała, że tego nie zrobi, mimo to nie była w stanie zatrzymać potoku łez. - Wywiezie ją, prawda? - Angelika jedynie pokiwała twierdząco głową. Czternastolatka z rozpaczy wszczepiła paznokcie w suknie matki. Cierpiała...
Kto by pomyślał, że utrata kogoś bliskiego posunie się do czegoś takiego. Może zabrać nas w nauk, albo sprawić, że nie wydamy z siebie ani jednego słowa. Może kompletnie nas osłabić, lub ożywić. Ludzie rodzą się i odchodzą. Decydują o swoim życiu sami, ale niech pamiętają, że mimo wszystkich błędów, słów jakie nie potrzebnie powiedzieli, zostawiają ludzi na ziemi. Zostawiają swoich bliskich. Jedni nie chcą drudzy przeciwnie. Pamiętają, że śmierć powinna przyjść po nas wtedy kiedy wszyscy będziemy gotowi, ale nie zawsze tak jest. Może nas zaskoczyć. Śmierć jest pożegnaniem? Pożegnanie jest grą? Można tak to nazwać, bo nigdy nie wiesz na jaką plansze wejdziesz i ile oczek wyrzucisz...
_________________________
Jednorazówka powstała dzięki rozmowie z Kasią, której też dedykuję ten tekst. Dziękuje :)
Chciałam to opublikować i tak też zrobiłam. Oczekujcie drugiej części :)
Buziak.
Lika.

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 17

Uczymy się na błędach, tak to prawda, ale czy nie byłoby łatwiej posiadać całą wiedzę życiową od razu? Wtedy oszczędzilibyśmy sobie cierpienia, krzywd, łez. Byłoby łatwiej zrozumieć to co dziś jest dla nas nie zrozumiałe. Życie byłoby łatwiejsze, ale wtedy nie nazywałoby się życiem...
   Nie pierwszy raz obudziłam się cała drętwa. Kark dawał siwe znaki, że potrzebuję miękkiej poduszki na której mógłby odpocząć. Bolał mnie okropnie. Zanim się zorientowałam, siedziałam wciąż na nie zbyt wygodnym krześle w kuchni. Wyglądało na to, że noc spędziłam romantycznie w kuchni. Prychnęłam. Chwyciłam się za szyje po czym zaczęłam ją rozmasowywać. Au. Zeskoczyłam chwiejnie z krzesełka po czym stanęłam na twardej powierzchni. Zakręciło mi się w głowie. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo jest mi nie dobrze. Miałam wrażenie, że głowa zaraz pęknie. Niechlujnie stanęłam na przeciw lodówki z której wyciągnęłam mleko. Rozlewając co nie co na blat, wlałam je do szklanki i pogrążyłam się w mlecznej rozkoszy. Wszystko smakowało inaczej niż powinno. Nagle poczułam uciążliwe pieczenie w oczach. Nieubłaganie po policzku spłynęło kilka par, łez.
- Angie? - usłyszałam zza pleców. Instynktownie odwróciłam się w stronę mojego wołącza. Ku moim oczom stała tam Violetta ze swoją rozczarowaną miną na twarzy i biało - niebieskiej pidżamie. Widząc ją od razu odwróciłam się w drugą stronę po czym wytarłam powieki i znowu stanęłam na przeciw niej.
- Cześć, Vilu. Co tam u Ciebie? W porządku? To dobrze. U mnie? U mnie też. Jadłaś już śniadanie? Chcesz trochę mleka? Nie, a to szkoda. A może chcesz? Naleje Ci na wszelki wypadek. Jak w Studio? A propo Studio, rozmawiałam z Pablo i chcemy zorganizować nowy projekt w którym
- Angie...
- Nie słyszałaś? A więc Ci opowiem. Będzie on polegał na - próbowałam zrobić wszystko aby tylko nie dać dojść Violettcie do słowa. Jestem jej autorytetem i nie mogę sprawić aby zobaczyła mnie w takim stanie.
- Angie... - mówiąc moje imię podeszła do mnie i chwyciła mnie za dłonie. - Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie wiem o czym mówisz. Kompletnie nie wiem o czym mówisz. Ładna dziś pogoda, masz ochotę na
- Angie, znam Cię. Nie zmieniaj tematu. Po za tym rozmawiałam z tatą i
- Rozmawiałaś z tatą? Co powiedział? Coś mówił o mnie?
- Tak. Mówił wiele rzeczy. Nie rozumiem, pokłóciliście się? - widząc oczy siostrzenicy ciężko westchnęłam. Siadłam ciężko na krześle a Violetta tuż na przeciwko mnie. - Co się stało?
- Właśnie nic się nie stało. Poszliśmy na ten spacer, miło spędziliśmy czas potem wróciłam do domu i
- I?
- I nic. Posiedziałam trochę z twoim wujkiem, wypiliśmy lampkę wina no i wtedy Twój tata wszedł i jak zwykle coś sobie uroił. I jest mi z tym źle. Jest mi bardzo źle. Pewnie nie chcę mnie widzieć i jest na mnie okropnie wściekły a ja nienawidzę jak on się wścieka. Ma wtedy taki okropny wyraz twarzy, te brwi i mam go wtedy ochotę rozszarpać po prostu, natomiast jak widzę, że jest na mnie zly to jednocześnie mam zamiar przeprosić go na kolanach, ale nie mogę.
- Dlaczego nie możesz?
- Zbyt bardzo go kocham, zbyt bardzo go kocham aby móc okazywać słabość przy nim. - każde słowo jakie wypowiedziałam w stronę Violetty było przepełnione szczerością.
- Idź z nim porozmawiać, Angie. - słysząc radę Violetty od razu zaczęłam zaprzeczać.
- Nie, nie, nie. Nie, Vilu. Twój tata nie chcę ze mną rozmawiać i pewnie znając go nie chcę mnie widzieć, kto wie może i nie chcę mnie znać. Jak pójdę do niego pewnie zacznie mi mówić, że nie powinnam przychodzić  i że jest na mnie zły i że jestem najgorszą osobą na świecie. A ja go tak bardzo kocham i naprawdę miałam nadzieje, ze wszystko będzie wspaniale tym czasem
- Angie... Angie... - mimo upomnień siostrzenicy ja lamentowałam dalej. Ta natomiast zaczęła robić śmieszne miny i wskazywać lekko palcem.
- Nie chcę abyśmy się oddalili od siebie. Cierpię jak jest z dala od mnie, tak jak teraz. Co? Co się dzieje? Violetta, ale masz minę. Haha, co ty robisz? - mówiąc to poczułam nagle czyjąś dłoń na moim barku.
- Violetta, zostawisz nas samych. - usłyszałam zza pleców. Lekko drygnęłam czując przyjemny, ciepły oddech na szyi. Violetta jedynie wytrzeszczyła ząbki po czym wyszła unosząc brew. Zostaliśmy sami. Odwróciłam się nie pewnie w stronę Germana i oparłam się tyłem o blat. Ujrzałam jego cudowny uśmiech i hipnotyzujące czekoladowe oczy które sprawiały, że byłam w stanie się rozpłynąć.
- Słyszałeś? - spytałam lekko zdezorientowana. German przybliżył się do mnie przyciskając mnie do blatu swoim ciałem po czym objął w tali.
- Jak sądzisz? - spytał swoim aksamitnym głosem. Lekko westchnęłam zaciągając się jego zapachem. Nie minęła sekunda a ja już byłam w objęciach mojego ukochanego.
- Dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie zdradziła. - szepnęłam delikatnie pogrążona w uścisku Germana.
- Wiem. Przepraszam. - po tych słowach, połączyliśmy się w delikatnym pocałunku. Odrywając się od siebie dojrzałam Rajmundo który stał w progu.
- Aww, jak słodko. Moje gołąbeczki znowu razem. - te słowa wypłynęły z ust młodego inżyniera. German parsknął do mnie po czym podszedł do kuzyna i lekko poklepał go po barku.
- Hah, tak. Zawsze razem. - mówiąc to wciąż obejmował mnie w talli. - Raj, przepraszam Cię za wczoraj, już wszystko wyjaśnione. - słysząc to, Rajmundo spojrzał na mnie pytająco a ja potwierdziłam słowa mojego kochanego kiwając głową.
- To dobrze. Wiesz dobrze kuzynie, że jestem dobrym Twoim przyjacielem i nigdy nie odbębnił ci kobitki mój drogi. - uniosłam brwi do góry. - Nawet takiej kobitki.
- Jakiej? - spytał German po czym zaśmiał się i ponownie poklepał Rajmundo po plecach, tym razem trochę mocniej. Lekko ssyknęłam sama do siebie. German mrugnął w moją stronę po czym pożegnał nas tłumacząc, że ma coś do załatwienia.
- Co takiego mu powiedziałaś, że jest taki w skowronkach? - słysząc pytanie Rajmundo wzruszyłam ramionami.
- Nic mu nie powiedziałam. A nie chcę z Tobą rozmawiać. Przepraszam. - mówiąc to udałam się w stronę mojej sypialni. Spojrzałam nie pewnie na zegarek. Byłam spóźniona do Studio. Szybko przebrałam się w nowe ubrania i nie czekając na siostrzenice udałam się do pracy. Ze strzelin uczelni wydobywała się przecudowna muzyka. Od razu miałam ochotę zacząć lekcje z uczniami. Nie zastanawiając udałam się do pokoju nauczycielskiego aby przywitać się z pracownikami a przy okazji wziąć zapasową teczkę.
- O Angie jak dobrze, że jesteś. - usłyszałam od razu po wejściu.
- Cześć, cześć! Też... - ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam mojego przyjaciela, ale nie tylko jego. Sterczał on nad drobną osóbką która siedziała przy stole. Była to dziewczynka z rozpuszczonymi włosami które zakrywały jej twarz. Płakała. Nie było mi trudno ją rozpoznać. - Lucia?
Dziewczynka dygnęła i odwróciła się w moją stronę. Dopiero teraz zobaczyłam jej smutne, zapłakane oczy. W głowie miałam milion pytań, co się stało? Co ona tu robi? Nie mogłam nic powiedzieć.
- Angie... - wyszlochała dziesięciolatka po czym podbiegła do mnie. Nie zastanawiając się objęłam dziewczynkę. Dygotała, była strasznie zdenerwowana.
- Lucia. Co się stało, maleńka? Lucia, nie płacz, kochanie. Co się dzieje? - ostatnie pytanie skierowałam do przyjaciela którego mina wskazywała na to, że wie tyle co ja.  - Już dobrze, już dobrze. - próbowałam uspokoić maleńką. Pablo pokazywał mi znaki, że lepiej jeżeli wyjdzie. Zgodziłam się na to. Być może lepiej będzie mi się dało porozmawiać sam na sam z Lucia niż przy kimś. Po dłuższej chwili, dziewczynka odeszła od mnie. Zaparzyłam herbatę i siadłam tuż koło niej. Twarz miała zaczerwienioną a oczy wilgotne i napuchnięte. Chwyciłam nogi od krzesełka na którym siedziała i bez żadnej trudności przysunęłam bliżej siebie. Ujęłam delikatnie zimną dłoń dziesięciolatki. Spojrzała na mnie.
- Opowiesz mi co się stało? - spytałam zakładając za jej ucho kosmyk włosów które opadały jej na twarz. Delikatnie musnęłam opuszkami palców jej zaczerwienione policzko.
- Przepraszam. - jęknęła. Uniosłam brwi po czym uścisnęłam jej rączkę.
- Za co przepraszasz? - spytałam dając jej więcej otuchy. Dziewczynka spuściła karnie głowę.
- Nie powinnam tu przyjść, za to przepraszam. Nie powinnam zabierać ci czasu i robić kłopotów. Lepiej jak już pójdę. - mówiąc to zeskoczyła z krzesełka.
- Nie, nie aniołku, zostań. - chwyciłam ją lekko za ramię. Lucia nagle krzyknęła. Zdziwiona odskoczyłam od dziesięciolatki. Dziewczynka odruchowo przyłożyła dłoń do ramienia. - Lucia... zrobiłam ci krzywdę? Kochana, nie chciałam. Pokaż, zobaczę.
- Nie, nie. - Lucia drygnęła przerażona po czym udała się w stronę drzwi.
- Lucia, podejdź do mnie. Proszę. - dziewczynka posłusznie podeszła wciąż nie puszczając ramienia. Delikatnie opuściłam dłoń dziewczynki i podwinęłam rękaw od koszuli. To co zobaczyłam mną wstrząsnęło. Ku moim oczom ujrzałam dość dużego siniaka który pokrywał większą część ramienia dziewczynki. - Lucia? Co to jest?  - Potknęłam się. - wiedziałam, że kłamię. Ta rana nie wyglądała jak z potknięcia a Lucia była przerażona, odwróciła głowę.
- Nie kłam. Lucia powiedz mi, czy ktoś cię bije? -  dziesięciolatka chwilę nie patrzyła na mnie, ale w którymś momencie ponownie ujrzałam jej śliczne oczy. Wargi były opuszczone a w oczach widziałam strach. Już nie płakała, teraz się bała. Nic nie mówiła, jej oczy same mówiły za siebie. Co parę chwil zaprzeczała huśtając lekko główką na boki. - Lucia... kochanie, powiedz mi. - po policzku dziewczynki znowu skapnęła łza. Dziesięciolatka ponownie się do mnie przytuliła. Była taka malutka i bezbronna. Dosięgała mi jedynie do bioder. Obejmując ją kucnęłam przy niej i pocałowałam jej policzek. - Co się dzieje?
Nieśmiało odgarnęła włoski.
- Potknęłam się jak wracałam... - dziewczynka znów spuściła głowę. Nie chciałam tego słuchać. Ujęłam delikatnie jej bródkę i uniosłam do góry. Znów zaczynała płakać, ale z jej twarzy było widać wyparcie. Nie chciała okazywać strachu, bólu, smutku i cierpienia. Ponownie dotknęłam jej policzka. Postanowiłam, że nie będę drążyć tematu, nie powinnam. - Dlaczego mi nie wierzysz, Angie. Nie okłamałabym cię.
- Wiem. Wierzę ci, wierzę ci, ale wiesz kochana, że możesz mi ufać, tak?
- Tak. - dziewczynka ponownie mnie przytuliła. Była rozgrzana.
- Dobrze się czujesz? Masz gorączkę... - dotknęłam czoła maleńkiej. Ciepło biło od jej ciała. Nagle z wyziębionej postawy, opadała z gorąca.
- Trochę źle się czuję. Zaprowadzisz mnie z powrotem? - spytała.
- Jasne. Jutro cię jeszcze odwiedzę i opowiesz mi o tym potknięciu. - uniosłam potwierdzająco brwi po czym zabrałam torebkę i ujęłam dłoń mojej malutkiej.
W drodze do ośrodka bacznie przyglądałam się Lucii. Miała smutne oczy a z każdym krokiem bliżej domu dziecka stawała się bardziej przerażona.
- Na pewno mam iść? - spytałam będąc już w pokoju dziesięciolatki. Dziewczynka wskoczyła na łożko.
- Ja tego nie chcę, ale powinnaś. - oznajmiła patrząc w okno. Podeszłam do niej i ucałowałam jej pogrążony rumieńcem policzek.
- Masz rację. Twoja pani obiecała, że przyniesie ci lekarstwa i poczujesz się lepiej. - pogłaskałam ją lekko po główce. Dziewczynka podziękowała mi swoim spojrzeniem. Po krótkim pożegnaniu udałam się w stronę drzwi.
- Angie... - usłyszałam cichy szept. Odwróciłam się w stronę dziewczynki. - Bo ja dzisiaj płakałam i przyszłam do ciebie bo się bałam... - słysząc to podbiegłam do Luci.
- Czego się bałaś? - spytałam wyraźnie zainteresowana i przestraszona. Nagle oczy Luci skupiły się na czymś za mną. Cała jej twarz zszarzała. Odwróciłam się aby zobaczyć co przykuło jej uwagę. Za mną stała jej wychowawczyni. To normalne, że wychowawcy chcą wiedzieć jak przebiegają spotkania swoich podopiecznych i to z obcymi. Ponownie odwróciłam się w stronę Luci. - Dlaczego się ba
- bawiłam z tym pieskiem? Przepraszam, Angie. Już nie będę dotykać nie znajomych zwierzątek. - słysząc słowa dziewczynki wyraźnie byłam zaskoczona. Z jej twarzy zrozumiałam wszystko. Nie chciała rozmawiać przy opiekunce. Postanowiłam nie drążyć tematu.
- Powinna już pani pójść. - usłyszałam zza pleców. Pokiwałam głową. Pożegnałam się z moją małą towarzyszką i wyszłam.
Całą drogę do domu rozmyślałam nad tym siniakiem, nad zachowaniem Luci nad wszystkim, nad wszystkim co z nią związane. Jej oczy były przepełnione strachem jak zobaczyła tą wychowawczynią. Czego się bała? Jak znalazła się w Studio? Dlaczego płakała? Wszystko przepełniało mnie strachem, ale wiedziałam jedno. Nie pozostawię tego dopóki nie dowiem się co dzieje się w tym ośrodku.
______________________________
Koniec? Koniec.
Przepraszam, że tak długo nic nie opublikowałam, nie byłam w stanie!
Rozdział w miarę krótki, ponieważ wczorajszego wieczora napisałam coś wartego waszej uwagi aż tu nagle badabumc i niespodzianka, wszystko co napisałam usunęło się. Napisałam w skrócie to co wczoraj. Wybaczcie, ale mam nadzieje, że i to wam się spodoba.
Liczę na komentarze!
Besos
Lika.