niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 15

Miłość to uczucie które jest cholernie trudne do jakiegokolwiek przetłumaczenia. Czując miłość nie możesz spać, nie możesz jeść, nie możesz racjonalnie myśleć, podsumowując niszczysz się, mimo to jesteś szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie.
  Budząc się zorientowałam się, że leże na twardej wypanelowanej podłodze. Wstałam rozmasowując zastałe kości i ramię. Rozejrzałam się po pustym pokoju. Z toaletki zgarnęłam jakieś perfumy, szczotkę i udałam się w stronę łazienki gdzie zajęłam się poranną toaletą. Niespełna piętnaście minut minęło a ja gdyby nigdy nic wyszłam. Nigdy nie przywiązywałam jakiejkolwiek wagi do wyglądu.
- Dzień dobry. - oznajmiłam wchodząc do jadalni.
- Dzień dobry. -  odparli wszyscy zgodnie. Wszyscy czyli Ramallo i Violetta bo tylko oni znajdowali się jak na razie przy stole. Uśmiechając się sama do siebie siadłam na moim miejscu.
- Angie, dziś mam jeszcze wstąpić do Fran po teczkę bo jest chora a chciałaby, żeby Pablo rozpatrzył jej nową piosenkę co właśnie komponuje. A więc sama dojde do Studio, chyba ze miałabyś ochotę pójść ze mną do Fran? - przerwała ciszę Violetta. Przełknęłam kęs kanapki z indykiem.
- Tak się składa, że również mam parę spraw do załatwienia a więc nie ma problemu. Pozdrów od mnie Francesce. - mówiąc to miałam na myśli dzisiejsze spotkanie z Lucią.
- Pozdrowię. No to widzimy się w Studio. - oznajmiła zabierając torebkę z ramienia krzesła po czym wyszła z domu żegnając nas trzaśnieciem drzwi. Nagle wchodząca do jadalni Olga upuściła zastawę i wpatrywała się w swoje lewo z osłupieniem. Spojrzałam na nią pytająco.
- Olga? Coś nie tak? - spytałam z przerażeniem lecz Olga wciąż wpatrywała się w lewą stronę.
- Witam. - usłyszałam zza pleców. Postanowiłam, że odwarze się na ten krok i spojrzałam w punkt zainteresowania gosposi. Nagle ku moim oczom dojrzałam Rajmundo. Mężczyzna miał na sobie białą bieliznę oraz skarpetki, tylko białą bieliznę i skarpetki. Mimowolnie byłam onieśmielona. - Jak wam mija poranek moje drogie panie? - spytał półnagi mężczyzna po czym dziarsko siadł na miejscu pana domu. Rajmundo z ogromnymi oczami poprawił sobie przyciasny krawat. Nie spuszczając z niego oka zaśmiałam się lekko po czym zakryłam usta dłońmi i próbowałam skupić uwagę na indyku znajdującym się na moim talerzu. Nagle poczułam dłoń taniego striptizera na moim przed ramieniu. Spojrzałam w jego karmelowe oczy. Jego zadziorny uśmiech doprowadzał mnie do... - Zadałem pytanie.
- Całkiem dobrze. Dzięki, że pytasz. - uśmiechnęłam się kpiąco. Niespodziewanie w progu stanął German.
- Co to ma znaczyć? - spytał z lekkim podenerwowaniem. Zorientowałam się, że Rajmundo wciąż trzyma dłoń na mojej ręce. Wysunęłam się ślizgiem spod uchwytu. Rajmundo wstał z krzesła. Pod siłą ciężaru jego śnieżnobiałe bokserki lekko ssuneły. German machnął ręką przed oczami. Po czym popchnął Rajmundo w stronę jego sypialni krzycząc w jego stronę aby się ubrał. Olga wciąż stała w takiej samej pozycji co na samym początku a Ramallo był tak czerwony, że sądziłam, że zaraz się udusi. German powracając zmierzył mnie wzrokiem z pogardą. Powoli otworzył usta aby coś powiedzieć.
- Nic nie mów. - odparłam zabierając torebkę z krzesła i wychodząc z domu. German pożegnał mnie sącząc za mną spojrzeniem w stronę drzwi.
   Nie minęła dłuższa chwila a ja znajdowałam się już w parku. Moje włosy wirowały na przejrzystym wietrze. Po kilku minutach znajdowałam się już przed domem dziecka. Nie pewnie zadzwoniłam dzwonkiem. Ten budynek mnie przerażał, żadnej radości. W odpowiedzi usłyszałam kroki. Nagle w drzwiach stanął mężczyzna.
-Bongurjno? - spytałam zaskoczona widokiem przyjaciela wychodzącego z ośrodka.
- Qui madame. Witaj Angeles. - odparł francus. Spojrzałam na niego pytająco.
- No cześć, cześć. Co ty tu robisz? - spytałam. Bongurjno uśmiechnął się dziarsko.
- Mogę spytać o to samo ciebie. - oznajmił po czym kiwnął w moją stroną beretem żegnając się i zniknął w oddali parku. Wzruszyłam ramionami. W końcu miał racje, nie powinnam wtykać nosa w nie swoje sprawy. Lekko podrażniona weszłam do budynku i zamiast windy dziś wybrałam schody. Grunt to zdrowy styl życia, pomyślałam. Po dłuższej chwili wspinania się na siódme piętro żałowałam, że jednak nie wybrałam wygodniejszego transportu. Wchodząc na piętro od razu zapukałam w drzwi mojej małej dzisiejszej towarzyszki. W odpowiedzi usłyszałam ciche "proszę".
- Hejejejej! - przywitałam Lucie z entuzjazmem. Dziesięciolatka na mój widok podbiegła do mnie po czym objęła moją szyje i mocno utuliła.
- Witaj Angie! Już myślałam, że nie przyjdziesz. - oznajmiła zapłakanym głosem, mimo to wypełnionym radością. Uśmiechnęłam się do niej czule gdy odsunęła się od mnie.
- Jak mogłabym nie spełnić mojej obietnicy? - spytałam. Dziewczynka w odpowiedzi ponownie mnie przytuliła po czym wybiegła na środek pokoju i zakręciła kilka piruetów.
- Jak ci się podoba? - mówiąc to zaprezentowała mi swoją piękną turkusową sukieneczkę którą dziś założyła. Wyglądała w niej jak mała księżniczka.
- Wyglądasz pięknie. - odparłam wrażliwie.
- Naprawdę? Dziękuje. - dyglą jak mała primadonna. Parsknęłam lekko śmiechem a dziesieciolatka odwzajemniła ten gest.
- Naprawdę madame. A teraz moja droga idziemy do twojej wychowawczyni poprosić ją o pozwolenie abym mogła cię dziś ukraść na chwilę. - oznajmiłam lecz Lucia ani drgnęła.
- Nie jestem gotowa! Musze jeszcze upleść warkocz! - krzyknęła przerażona.
- Easy skarbie, easy xD Spokojnie, pomogę ci. - odparłam podchodząc w stronę księżniczki lecz ta gwałtownie odskoczyła do tyłu.
- Pozwól, że sama uplete a ty w tym czasie możesz pójść do mgr. Dulest? - zaproponowała. Uśmiechnęłam się czule rozumiąc Lucie. Kiwnęłam potwierdzająco głową po czym udałam sie do gabinetu. Zapukałam nie pewnie, ale już nie czekałam na odpowiedź tylko weszłam do środka.
- Dzień dobry. - przywitałam młodą kobietę za biurkiem. W tym czasie uniosła ona wzrok zza okularów po czym pokazała krzesło na którym siadłam.
- Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc? - spytała. Uśmiechnęłam się w stronę kobiety.
- Chciałabym dziś zabrać Lucie na dzisiejsze popołudnie, chciałabym pokazać jej moje miejsce pracy. Uczę w szkole muzycznej nie daleko. - zaczęłam.
- Nie ma problemu. Mówimy o Luci Saramego tak? - spytała. Słysząc nazwisko zaniemówiłam.
- Słucham? - wydukałam z siebie po dłuższej chwili.
- Lucie Saramego, tak? W sumie to nie mamy innej podopiecznej w naszym ośrodku o tym imieniu. - oznajmiła kobieta. Angie ogarnij się.
- Tak, tak. - odparłam wciąż będąca w szoku.
- Nie ma problemu skoro pani jest pewna. Jesteśmy zadowoleni kiedy dobrzy ludzie są w stanie pomóc naszym dzieciom. Tylko niech pani wie, że Lucia jest bardzo wrażliwą dziewczynką jak i bardzo inteligentną na swój wiek jak mogła pani zauważyć, niech pani pamięta. - oznajmiła. Kiwałam potwierdzająco. Byłam już pewna aby zapytać się o historie nazwiska Luci lecz nie miałam szansy.
- Jestem gotowa. - nagle usłyszałam zza pleców. Obróciłam się zza siebie i ujrzałam tą księżniczkę z cudownym długim aż do kolan warkoczem.
- Pięknie wyglądasz Lucia. No dobrze to mam nadzieje, że Lucia przybędzie na kolacje. - odparła wychowawczyni.
- Tak, naturalnie. - chrypnęłam. Lucia chwyciła mnie za dłoń i zaciągnęła mnie zza drzwi szybko żegnając się z opiekunką. Nie mogła się doczekać naszego wyjścia, widziałam to.
Nie minęła minuta a my razem z moją malutką towarzyszką znajdowałyśmy się po za ośrodkiem. Nagle z twarzy malutkiej zszedł uśmiech. Zatrzymała się.
- Wszystko w porządku? - spytałam również przystając obok Luci. Ta lekko drygnęła.
- A co jeśli mnie nie polubią... - odparła cichutko. Spojrzałam pytająco.
- A kto ma cię nie polubić? - spytałam odgarniając włoski dziewczynki.
- Nie wiem. Sama nie wiem... Przepraszam, gadam głupoty. - oznajmiła. Ruszyła żwawo w stronę celu naszej podróży. Chwyciłam delikatnie za ramię moją towarzyszkę.
- Stój. Nie masz czego się obawiać. Tam wszyscy są przyjaźni i otwarci. - oznajmiłam dodając otuchy młodszej koleżance. Ta uśmiechnęła się do mnie.
- Tacy jak ty? - spytała. W odpowiedzi pokiwałam głową.
- Jeżeli wydaję się być przyjazna i otwarta, to tak. - zażartowałam kpiąco z siebie. Dziewczynka śmiejąc się lekko szturchnęła mnie w ramie po czym czule przytuliła. Umilkła. Łatwo przechodziła z stanu depresyjnego po przez stan rozbawienia w stan wrażliwości i emocji. Była taka jak ja. Odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuje. Nie spotkałam nigdy takiej osoby jak ty. Takiej bezinteresownej, szczerej, po prostu dobrej. - oznajmiła. Na mojej śmiesznej buźce pojawił się szeroki uśmiech przy dekorowany rumieńcami na policzkach.
- Nie masz za co dziękować. A teraz chodź bo jeszcze się wzruszę przez ciebie! - poklepałam lekko towarzyszkę po czym ruszyłyśmy przed siebie.
Chwilę później znajdowałyśmy przed Studiem. Weszliśmy głównymi drzwiami budynku. Naszym oczom ujawnił się cudowny obrazek. Kilku nastolatków tańczyło, grało i śpiewało na środku Studio. Nauczyciele radzili swoim uczniom. Po ścianach odbijała się cudowna, żywiołowa muzyka. Lucia była zachwycona.
- Podoba ci się? - spytałam. Odpowiedź była zbędna. Po twarzy dziewczynki było widać jej radość oraz zachwyt. Nie zdziwiłabym się gdyby była w stanie tu zamieszkać. Lucia migiem zniknęła mi z oczu. Z niepewnej dziesięciolatki przeobraziła się w pewną siebie po prostu muzykę. Widać było, że to miejsce działa na nią. Podbiegła żywo do pary uczniów którzy właśnie grali pewien reperuar. Wsłuchiwała się pilnie w każdą nutę. Uśmiechnęłam się dumnie. Nagle poczułam czyjeś dłonie na tali. Drygnęłam.
- Czego się boisz? - usłyszałam zza pleców. Obróciłam się w stronę mojego dzisiejszego masochisty.
- Pablo, doprowadziłbyś mnie do zawału i to nie pierwszy raz. I prosiłam cię, żebyś tego nie robił. - odparłam wyraźnie zdenerwowana zachowaniem przyjaciela.
- Spokojnie, spokojnie. Od kiedy jesteś taka nerwowa?
- Odkąd pojawiłeś się w moim życiu! - krzyknęłam prosto w twarz Pablo. Jego odpowiedź była nijaka. Spojrzał na mnie pytająco. Zaczęło do mnie dochodzić to co właśnie zrobiłam.
- Pablo, przepraszam. - jęknęłam.
- Wszystko w porządku. Widzę, że przyprowadziłaś kogoś. - od razu zmienił temat. Postanowiłam dalej go nie ranić i nie drążyć mojej reakcji.
- Tak. Nazywa się Lucia. - oznajmiłam.
- Jakaś kuzynka Violetty? Nie wiem. Przyjaciółka rodziny Germana? - dopytywał.
- Nie. Dziewczynka z domu dziecka. Zabrałam ją na dzisiejsze popołudnie.
- Musi być unikalna, skoro poświęcasz jej czas.
- Jest. - już miałam zamiar narzucać mojemu przyjacielowi, że sugeruje, że nie mam serca i jestem bezuczuciowa, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
- Przypomina mi ciebie jak byłaś w jej wieku.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytałam wyraźnie zaciekawiona.
- Nie widzisz tego. Spójrz. Czuję muzykę tak samo jak Angeles w trzeciej klasie podstawówki. Brakuje jeszcze tego aby niosąc kontrabas potknęła się o skrzypce. - przypomniał moją historie zza czasów małej mnie. Uśmiechnęłam się w stronę przyjaciela.
- Przepraszam. - szepnęłam w stronę Pablo. - Na co czekasz? Przytul mnie. - jak rozkazałam tak też zrobił. Dawno nie czułam bliskości, tak bardzo mi potrzebnej. Uścisk przerwało chrząkniecie. Oderwałam się lekko od Pablo i ujrzałam Lucie stojącą tuż przed nami.
- Lucia! I jak podoba ci się studio? Jak muzyka? Jak sądzisz ładnie są ściany pomalowane? - nie zgrabnie próbowałam wybrnąć z niekomfortowej sytuacji.
- To twój chłopak? - spytała w prost. Zaczęłam się jąkać. - Nie? Nie. Rozumiem. Cześć jestem Lucia. - młoda mądra dziewczynka zwróciła się w stronę Pablo.
- Witaj. Nazywam się Pablo.
- Miło mi cię poznać Pablo. Również uczysz w Studio? - spytała wyraźnie zaciekawiona.
- Tak. Jestem tutaj nauczycielem jak i również dyrektorem. - oznajmił dumnie. Wywróciłam oczami.
- Szlachetnie. Angie, oprowadzisz mnie jeszcze? Boję się sama dalej iść. - lekko zaskoczona chwyciłam dłoń mojej towarzyszki i szepnęłam w stronę przyjaciela "dziękuje" za to, że pomógł mi wyjść z tej niezręcznej sytuacji. W sumie to sama Lucia pomogła mi wyjść z tej sytuacji. - Do zobaczenia Pablo! - pożegnała go z uśmiechem. Ten jedynie machnął pożegnalnie ręką.
Lucie wpierw zaprowadziłam do sali tanecznej z której ze sztucznym uśmiechem wyrzucił nas Gregorio. Następnie do jednej z sal muzycznych a potem do sali do nagrywania i głównej ze sceną. Na koniec znajdowałyśmy się w mojej sali.
- Jak tu pięknie. Tak bardzo pozytywnie! - oznajmiła dziesięciolatka. Uśmiechnęłam się czule.
- Dziękuje. Staram się aby tak tu było.
- Nie musisz się wcale tak dużo starać. To miejsce ma szczególną atmosferę. - odparła.
- Jesteś bardzo inteligenta jak na swój wiek. Lubię z tobą rozmawiać. - oznajmiłam zbliżając się do dziewczynki.
- Dziękuje. Ja również lubię rozmawiać z tobą. Co prawda, rzadko kiedy z kim rozmawiam.
- Dlaczego?
- W sierocińcu nie mam z kim rozmawiać. Nikt mnie nie lubi. - jęknęła.
- Na pewno tak nie jest. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczynką!
- Nie ubolewam z tego powodu. Jest mi z tym dobrze. Nie jestem zbyt towarzyska. W sumie gdyby nie ty to bym pewnie zapomniała jak się mówi. - prychnęła. Nie okazywałam rozbawienia.
- To śmieszne co mówisz. Nie bój się do kogoś zagadać. Pierwszy krok może być trudny, ale na pewno dasz sobie radę. A tak po za tym nie masz czymś się martwić. Nie będziesz już sama. Będę cię co dziennie odwiedzać. Obiecuję.
- Nie powinno się składać obietnic, których nie jesteśmy w stanie dotrzymać. - odparła. Cicho węstkchnęłam. Czułam, ze Lucia jest dość skrzywdzona przez świat. Naszą rozmowę przerwała Violetta.
- Cześć Angie. - przywitała mnie siostrzenica.
- Dzień dobry. - odparła Francesca towarzysząca Violetcie.
- Cześć dziewczyny. - uśmiechnęłam się czule. - Sprawdzimy twój urok i zdolności towarzyskie. - szepnęłam w stronę Luci a ta jedynie wystrzebiła swoje piękne białe ząbki.
- A to kto? - spytała Violetta podchodząc z przyjaciółką do mojej towarzyszki. - Cześć. Jestem Violetta a ty?
- Lucia. - wycedziła przez zęby.
- A na nazwisko? - spytała Violetta.
- Nie obchodzi mnie twoje, więc po co ci moje?
- Widać nie jesteś zbytnio przyjazna. - odparła siostrzenica.
- Nie dla wszystkich. - zmierzyła wzrokiem Violette po czym skupiła uwagę na Francesce. - A ty jak się nazywasz? - dodała szczery uśmiech.
- Jestem Francesca. - odpowiedziała przyjaciółka Violetty.
- Przecudowne imię! Jesteś z Włoch? Miałam kolegę z Włoch! Nazywał się Lorenzo. Graliśmy w szachy w domu dziecka, ale już nie gramy. Adoptowali go jacyś zamożni państwo z Rossario. Pamiętam, że płakałam bardzo jak się żegnaliśmy. To było przykre, zostałam wtedy sama.
- Oj to smutne. Ale pocieszę cię. Mój kuzyn nazywa się Lorenzo i jest chyba w twoim wieku i lubi grać w szachy. Ma zamiar wpaść na święta do Buenas Aires. Być może odwiedzimy cię. Jest bardzo przyjazny. -oznajmiła włoszka.
- Naprawdę? To miłe! Dziękuje. Będę czekać. - oznajmiła blond włosa.
- Francesca myślałam, że jesteś chora. - odparłam.
-  Tak, ale dziś poczułam się lepiej, a więc postanowiłam, że przyjdę już do Studio! - wytłumaczyła włoszka.
- My musimy już iść. Zaraz mamy lekcje z Miltonem, a on nie lubi jak się spóźniamy. No cóż. Miło było cię poznać Lucia. Do zobaczenia w domu Angie. - pożegnalnie Violetta zniknęła z przyjaciółką zza drzwiami.
- Nie polubiłaś jej. - oznajmiłam.
- Wydaję być się nie szczera. Za to Francesca jest w porządku. - odparła.
- Tak się składa, że Violetta to moja siostrzenica. - słysząc to z moich ust dziewczynka zamilkła.
- Wybacz, nie chciałam. - spuściła w dół głowę.
- Nic się nie stało. Może ci się taka wydawać. Powinnaś ją bliżej poznać. - oznajmiłam.
- Postaram się.
- Jest już późno. Powinniśmy być już w ośrodku.. Nie powinnam cię opóźniać. - odparłam spoglądając na zegarek. Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Z dzieciakami z bidula jest jak z książkami z biblioteki, jak trochę przetrzymasz to zapłacisz i zapominają o sprawie. - oznajmiła. Otworzyłam szeroko oczy.
- Nie powinno traktować się dzieci z tamtąd jak przedmioty. Nie powinnaś tak mówić.
- Ale tak jest. Tak się traktuje. Nazywajmy rzeczy po imieniu. - jęknęła. Podeszłam bliżej dziesięciolatki.
- Masz racje, ale dla mnie jesteś wyjątkowa. Zapamiętaj. - przytuliłam do siebie Lucie. Czułam jej bliskość, czułam ją. Czułam jakbym przytulała siebie.
- To miłe. Tak naprawdę znasz mnie niespełna kilka godzin a już jestem dla ciebie wyjątkowa, w dodatku jestem dla ciebie wyjątkowa mimo iż obraziłam twoją siostrzenice. To ty jesteś wyjątkowa! - słysząc te słowa lekko się zarumieniłam, już nie pierwszy raz w towarzystwie młodej geniuszki od spraw ludzkich.
- No już. Koniec gadaniny bo naprawdę będę miała problemy. - oznajmiłam.
- Mogę cię jeszcze o coś prosić? - spytała. '
- Oczywiście.
- Zaśpiewasz mi coś? - na treść tego pytania dreszcze przeszły mi po plecach nie wiem czemu. Nie stawiając oporu podeszłam do klawiszy i nagle sala rozbrzmiała w melodi Algo se enciende. Podkład udoskonaliłam moją wysoką tonacją w którą ubrałam słowa piosenki napisanej przez mnie. Wydawało mi się, że to najbardziej odpowiednia piosenka. Zadedykowałam ją Luci. Zadedykowałam ją samotnej, dziesięcioletniej Angeles Caccara...
  Po moim skromnym wykonaniu, Lucia bez żadnego, najmniejszego komentarza zaproponowała wrócenie do domu dziecka. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Jeszcze kilka minut temu była pierwsza do rozmowy, a po tym jak zagrałam jej utwór nie odezwała się prawie ani słowem. Stałyśmy już pod budynkiem. Była właśnie przerwa którą dzieci spędzały na dworze.  W oddali ujrzałam wychowawczynie Luci która machała w naszą stronę.
- Wygląda na to, że to koniec na dziś. - oznajmiłam.
- Mogę się jeszcze ciebie o coś spytać?
- Tak śmiało, pytaj. - pewna siebie odparłam.
- Jak masz na nazwisko? - słysząc to dość nie typowe pytanie drygnęłam.
- Caccara. - odparłam po dłuższej chwili milczenia. - Czemu pytasz?
- Sama nie wiem. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Wszystko w porządku.
- Dziękuje, świetnie się dziś bawiłam. - oznajmiła nie pewnie dziesięciolatka. - Do zobaczenia Angie. Pozdrów od mnie Violette i przeproś za moje dzisiejsze zachowanie.
- Przeproszę. Do zobaczenia. - pożegnałam wzrokiem malutką oddalającą się w stronę wychowawczyni. Czułam się inaczej. Czułam się dopełniona a zarazem czymś trapiona. Nie wiem, nie mogłam spląść myśli jakie wtedy chodziły mi po głowie.
  Do domu doszłam wieczorem. Po drodze wstąpiłam już do pobliskiej budki w jakiej spożyłam hamburgera, co nie było w moim żwyczaju, jednakże głód dał mi jasny znak, że w tamtej chwili rządał natychmiastowo swoich przywilejów. Otworzyłam nie pewnie drzwi po czym powiesiłam swój fioletowy płaszcz na wieszaku.
- Od jakiegoś czasu znikasz na wieczory. - usłyszałam zza pleców. Obróciłam się w stronę Germana.
- Nie wiem z jakiego powodu powinno cię to interesować. - odpowiedziałam bez uczuciowo.
- Powinno. Wszystko co z tobą związane bardzo mnie interesuje. - oznajmił szarmanckim głosem.
- Zapomniałam. - jęknęłam cicho po czym wywróciłam oczami i chcąc udać się do sypialni zostałam przyciągnięta w stronę szwagra. Moje ciało zostało przyciśnięte do jego ciała.
- Chcesz mi znowu uciec? - spytał. Ponownie zachipnotyzowały mnie jego czekoladowe oczy.
- Znowu? German. Ostatni czas nie jest odpowiedni. - oznajmiłam.
- Masz jakieś wątpliwości co do nas?
- Niegdyś mówiłeś, że nie ma nas a teraz jesteśmy. German nie wiem co mam czuć, nic już nie wiem. - mówiąc to do ukochanego ten objął mnie mocno po czym delikatnie musnął mój policzek.
- Rozumiem cię. Śpij dobrze. - delikatnie sunął dłonie z mojej tali i odsunął się dawając mi przejście po czym sam udał się w stronę gabinetu. Już miałam iść swoją stroną, lecz coś mnie zatrzymało.
- German... - szepnęłam na tyle głośno, że szwagier usłyszał moje wołanie.
- Tak?
- Kocham Cię. - oznajmiłam. German spojrzał na mnie po czym ponownie podszedł do mnie. Objął mnie w tali po raz kolejny, tym razem cieplej. Przymknęłam oczy a German wykorzystał ten moment obdarowując mnie namiętnym, gorącym pocałunkiem. Każdy odwzajemniałam łapczywie, lecz zarazem delikatnie. Znów czułam jego ciepło. Niczego innego wtedy nie pragnęłam.
- Ja ciebie też. A teraz już idź spać. Śnij o mnie a ja będę o tobie. - odparł ciepłym głosem po czym udał się już bez powrotnie do gabinetu.
- Będę. - szepnęłam już sama do siebie po czym również udałam się w swoją stronę.
_________________________
TATATATATA DAM XD
O lujuluju jak ja tu dawno rozdziału nie dodałam i myślałam, że już nie dodam, aż tu jednak ze względu na Izabele piękną moją drogą dodałam i się zmobilizowałam. W tym rozdziale dużo scen z Lucia jest, jest i Germangie na koniec też. Ahaha Rajmundzik na początku (scene z Rajem pisałam na początku listopada, a tu cały rozdział pod koniec grudnia, nie ma to jak mój refleksXD) Mam nadzieje, że rozdział jest całkiem dobry. Dużo dialogów :) Po za opowiadaniem. Mam nadzieje, że święta minęły wam jak najlepiej mi również całkiem dobrze :) Dziękuje za wszystkie życzenia a teraz zapraszam do komentowania!
Buziak dla was moi drodzy!
~Lika